Zdarza się, że napotykam książkę i choć widzę tylko okładkę i tytuł, jeszcze nie wiem nawet, o czym ona jest – szósty zmysł już mi podpowiada, że to będzie książka dla mnie. Naprawdę dla mnie, że mnie poruszy i zostanie ze mną na długo, a może na zawsze. Książkowe czary czy coś, nie wiem. Tak właśnie było z Jesienią Ali Smith. Wrażeniami z lektury dzieliłam się już na blogu – teraz przyszła pora na ich podsumowanie.
Ważnych tematów poruszonych w Jesieni jest wiele. Zacznijmy może od tego, który wysuwa się na pierwszy plan, a jest nim relacja między stuletnim Danielem i trzydziestoletnią Elisabeth. Staruszek poznał kobietę, gdy ta była jeszcze dzieckiem – czasami zajmował się nią na prośbę jej matki. Od początku była to znajomość niezwykła. Daniel uczył Elisabeth obserwować i czytać świat, odbierać go jak dzieło sztuki. Uczył ją też sztuki życia. Działał trochę jak Sokrates – zadawał pytania, a Elisabeth zaczynała dostrzegać więcej, gdy na nie odpowiadała. Zauważył jej wielką wrażliwość i inteligencję, prowadził ją, stał się jej mentorem, mistrzem, wzorem cierpliwego i kreatywnego nauczyciela. Dziewczynka zaś okazała się bardzo pojętną uczennicą. Teraz, gdy Daniel przebywa w domu opieki pogrążony we śnie, odwiedzająca go Elisabeth jest chyba jedyną osobą, która nie czeka na jego śmierć. Tych dwoje łączy przyjaźń, która jest szczególnym rodzajem miłości – tak właśnie bym to określiła.
Jesień jest książką bardzo filozoficzną, otwierającą przestrzeń dla wielu refleksji. Oto jeden z wielu przykładów: Chcesz powiedzieć, że jest prawda i jest wymyślona wersja prawdy, którą nam się przedstawia na temat świata. Znajdziemy tutaj rozważania o czasie, o ograniczeniach i ich braku, wspomnianej już sztuce (chodzi głównie o malarstwo), o wędrowaniu duchem, wojnie i pokoju. Opowieść o człowieku przebranym za drzewo dowodzi wg mnie, że szata jednak zdobi człowieka. Kolejny temat podjęty przez autorkę to kobieta i jej miejsce w świecie. Kobiecość i bycie kobietą. Także stosunki między matką i córką, żal i pretensje obu względem siebie świetnie przedstawione na przykładzie Elisabeth i jej matki, które dopiero po latach (jak się wydaje) mają szanse na odnalezienie wspólnego języka.
W trakcie lektury miałam wiele dobrych skojarzeń czytelniczych. Przygody Elisabeth w urzędach przywodziły mi na myśl Proces, a relacje między nią i Danielem Starego człowieka i morze. A jedna ze scen - wspomnienie Daniela z dzieciństwa związane z siostrą – jest jakby żywcem wyjęta z Ferdydurke.
Należy dodać jeszcze, że wszystko to dzieje się na tle brexitu, tło polityczno-społeczne jest więc tutaj ważne. Trwanie i przemijanie zostały pokazane również w oparciu o wydarzenia związane z opuszczeniem Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię.
Jesień jest doskonale napisana – to zdecydowanie język i styl z górnej półki, który UWAGA, TO WAŻNE, I TAK, BĘDĘ TO PODKREŚLAĆ, nie utrudnia odbioru treści. Jest czysty i klarowny mimo użytych metafor oraz tak dopasowany, że nie wyobrażam sobie, by tę treść wyrazić inaczej. Język ów sprawia, że czuję się jak kaleka, pisząc tę recenzję.
Powiedzieć, że z ogromną przyjemnością sięgnę po kolejny tom Pór roku Ali Smith – to jakby nic nie powiedzieć.
*Pauline Boty to malarka, której niesprawiedliwa nieobecność jest wielokrotnie podkreślana w książce. Ale więcej szczegółów nie zdradzę.