Mieliśmy serię kryminałów w których cynamonowa guma do żucia występowała na prawach cechy charakteru. Mamy serię o Chyłce i seria ta powoli pęcznieje i nabiera niepokojących rozmiarów brazylijskiej telenoweli. Było już coś z gatunku s-f, była II Wojna Światowa, międzywojenna Warszawa i w ogóle przedwojenna Galicja. Były lata 80. i była też kontrowersyjna (szczególnie z punktu widzenia Farerczyków) seria, której akcja była osadzona na Wyspach Owczych.
A teraz, mili moi, najwyraźniej przyszedł czas na młodzieżówkę.
Blurb powiada, że ,,na dwunastym piętrze jednego z bloków mieszka Deso - wychowujący się bez rodziców chłopak, który na co dzień musi zmagać się z życiem w skrajnej nędzy''. Dodatkowo to miała być dla mnie ,,nie tylko fascynująca historia kryminalna, ale także świeże spojrzenie na hip-hopową subkulturę przełomu wieków i wciąż obecny problem ubóstwa w Polsce.''
Zacznijmy może od końca, a więc od tej nędzy właśnie. Jeśli chcecie przeczytać naprawdę dobrą książkę o dzieciakach, które z powodu biedy szybko zaczynają kariery w mafijnych strukturach to sięgnijcie po ,,Chłopców z Paranzy'' Roberto Saviano, a Mroza sobie odpuście. Bo ten wątek w ,,Osiedlu RZNiW'' jest nie tylko rozpisany w taki sposób, w jaki wątek ubóstwa może opisywać ktoś, kto nigdy nie kładł się głodny i kto nie dociągał ostatkiem sił do dziesiątego na ryżu z ryżem. Nie. Ten wątek jest naiwny i w dodatku pełen sprzeczności.
Mróz bowiem zdaje się uważać, że skrajna nędza jest wtedy, kiedy ktoś pochodzi z patologii, nie ma trzech złotych na paczkę Vicków (Vicków, panie Remigiuszu, nie Viceroyów!) i nie ma nic do jedzenia na śniadanie, a w dodatku mieszkanie jest małe i babcia pracuje od świtu do nocy w pobliskim zieleniaku, i jeszcze jeździ starym samochodem.
Ale jednocześnie Deso, który nigdy nie ma pieniędzy na fajki często chodzi zbakany, zawsze ma przy sobie zioło, stać go na piwo, a babcia bez problemu może zrobić dodatkową porcję dla jego kolegi Sojóza. No. Więc.
Ale może się czepiam. Przejdźmy więc do kompozycji i warstwy językowej, i powiedzmy sobie otwarcie, że ,,Osiedle RZNiW'' jest nierówne. Konstrukcja powieści (sala sądowa, Deso, Żaba - dalej w dowolnej konfiguracji) została stworzona w taki sposób, że książka faktycznie czytała się sama. Nie mogę powiedzieć, żeby Mróz nie potrafił stosować haków na uwagę w odpowiednich momentach. To akurat wychodziło mu dobrze.
Tylko styl... Hip-hopowy slang przeplatany zupełnie normalną polszczyzną, w dodatku z momentami dziwnymi, kosmicznymi wręcz porównaniami sprawił, że od pierwszego akapitu czułam zgrzyt. No coś mi tu nie pasowało i wciąż mi nie pasuje. Mam pewne podejrzenie, że autor nigdy nie był integralną częścią subkultury hip-hopowców i że z całych sił starał się oddać ten klimat. Ale coś nie wyszło.
W dodatku na stronie 278 Deso w rozmowie ze swoim kumplem używa określenia ,,łachudra'' na określenie człowieka, który najwyraźniej uparł się, żeby zniszczyć mu życie i wpędzić go w potworne kłopoty.
Nie wiem, czy to czujecie: wczesne lata dwutysięczne. Osiedle z wielkiej płyty (co dzień staję jak wryty/ jak tak można pobudować takie gówno). Patologia. Ludzie żyjący w nędzy. Bohater, który jest tym równym ziomkiem rządzącym z kumplami dzielnią. Łachudra. Czemu nie ladaco, niegodziwiec, łotr, urwipołeć albo od razu nędzne indywiduum?
Ale może się czepiam. Spójrzmy więc na fabułę. Wszystko kręci się dookoła zaginięcia Izy Mikulskiej. Z jakiegoś powodu Deso dochodzi do wniosku, że on, przypadkowy chłopak z osiedla, lat siedemnaście, w towarzystwie nieco zahukanej koleżanki o ksywie Żaba, poradzi sobie z rozwiązaniem zagadki zaginięcia lepiej, niż policja. Bo jak wiadomo policja jest dobra tylko do spisywania biednych obywateli pijących na ławeczkach, ale żeby się zająć czymś poważnym to już nie. Co jest dość ciekawym założeniem w świetle informacji mówiących o tym, że polska policja posługuje się tak rozwiniętą aparaturą, że jest w stanie uzyskać, odzyskać, wyodrębnić i rozpoznać ślady DNA na podstawie zwęglonych próbek! (Informacje ze strony 100 vs informacje ze strony 72)
Oczywiście sama sprawa Izy mogłaby się okazać zbyt nudna dla głodnego sensacji czytelnika więc potem mamy podwójną kradzież mnóstwa narkotyków, napad, interesy z mafią, szantaż, porwanie i zwyrodnialca, który robi bardzo okrutne rzeczy w towarzystwie swojego kumpla policjanta. Ach, no i morderstwo, morderstwo też mamy. I romanse!
I tu ponownie: jeśli chcecie poczytać o handlu narkotykami i o morderstwach to odsyłam Was do ,,Ślepnąc od świateł'' Żulczyka. Bo u Mroza wszystko takie uładzone, ugrzecznione, ci gangsterzy tacy wyrozumiali...
Ale może się czepiam. Może chociaż puenta była dobra? Może nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi, które... Nie.
Tożsamości Anonima domyśliłam się mniej więcej w połowie książki. Wątek romantyczny był dla mnie oczywisty od pierwszych stron. Rewelacje, które zaserwowała nam pod koniec babcia Desa, zamiast wprawić mnie w szok i osłupienie, skłonić do refleksji i pochylenia się nad cierpieniem bliźnich sprawiły, że po prostu parsknęłam śmiechem.
(Rzeczy o których pisze autor nie działają tak wybiórczo, jakby chciał...)
To wszystko sprawia, że ,,Osiedle RZNiW'' jest dla mnie bardziej młodzieżówką, niż czymkolwiek innym. Ale czy jest młodzieżówką dobrą? Tego bym nie powiedziała. Bo jeśli chodzi o przesłanie związane z wątkiem miłosnym, to moim zdaniem, jest ono potencjalnie bardzo szkodliwe. A cała reszta? Taka sobie.
Myślę też, że na tym etapie zaskakujących zaskoczeń domyślicie się też bez większych problemów kto jest obrońcą Desa na sali sądowej.
UWAGA POTENCJALNY SPOILER! - UWAGA POTENCJALNY SPOILER! - UWAGA POTENCJALNY SPOILER!
Nie mówcie, że nie ostrzegałam.
Na sam koniec chciałam zaznaczyć, że tak niską ocenę (a mogła być niższa!) ,,Osiedle RZNiW'' zawdzięcza temu w jaki sposób autor podszedł do zagadnienia związanego z zaburzeniami psychicznymi. W czasach gdy naprawdę wiele osób stara się walczyć ze stygmatyzacją na tym tle, w czasach gdy zaburzenia psychiczne są coraz częściej klasyfikowane jako choroby cywilizacyjne traktowanie tego tematu tak po macoszemu i wręcz sianie dezinformacji oraz powielanie pewnych stereotypów dotyczących zaburzeń psychicznych jest co najmniej nieodpowiedzialne. A już na pewno jest nie na miejscu.
*Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl