...No dobra, to będzie trochę niezręczne. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że książka Prowera traktuje o kulcie Santa Muerte tak wiecie, antropologiczno-reportersko, a okazało się, że to coś pomiędzy broszurą dla potencjalnych neofitów a podręcznikiem magicznym. Jestem zdecydowanie team "szkiełko i oko", w ogóle mi nie po drodze z mszami, energiami, czakrami i zakopywaniem ułamanego psiego zęba pod drzewem wisielca na rozdrożu w czasie nowiu. Ale też nie chcę w tej recenzji brzmieć na uśmiechniętego pobłażliwie ęntelektualistę, bo po pierwsze po co, po drugie, książka jest w zasadzie nieszkodliwa, a po trzecie to nie wina autora, że nie umiem czytać opisów.
Do rzeczy. Książka składa się z trzech części: pobieżnego zarysowania funkcjonowania samego kultu, opisu symboliki Santa Muerte z katalogiem "narzędzi" i wreszcie propozycji rzucania zaklęciopróśb. Część historyczno-kulturowa jest raczej pobieżna i stanowi raczej zachętę dla potencjalnych wyznawców niż solidne ujęcie badawcze - autor prześlizguje się po koncepcjach stosuje sporo uproszczeń, ale jego celem nie było pisanie pracy naukowej, więc trochę trudno mieć pretensje.
Co do dwóch pozostałych... no, pomińmy, co myślę o tekstach "jak nie uwierzysz, to nie zadziała!" i poprzystańmy na tym, że części magiczne nie są szkodliwe. Choć kilka razy zapaliło mi się pomarańczowe światło, to jednak autor ma dobre serduszko (książka kładzie duży nacisk na bycie dobrym człowiekiem i to, że to kult przede wszystkim ludzi z marginesu społecznego) i na tyle odpowiedzialności, by wspominać o podstawowych zasadach bezpieczeństwa i nie odciągać ludzi od fachowej pomocy. Nic się nikomu nie stanie, jak chwilę poduma nad swoją śmiertelnością, pomedytuje w spokoju, poczuje się seksowniej po kąpieli czy zacznie się wyplątywać z toksycznej relacji. Jak do tego wyplątywania się potrzebuje poproszenia kaktusa i pokrzywy o ochronę i schowania ich razem z ametystem w woreczku, to proszę uprzejmie, początek dobry jak każdy inny.
Kompletnie nie znam się na literaturze magicznej i ni cholery nie potrafię określić, jak ludzie zainteresowani tym tematem określiliby, hm, przydatność tej pozycji. Dla mnie była o tyle ciekawa, że zapoznała mnie z punktem widzenia faktycznego wyznawcy Santa Muerte (pytanie, jak typowy jest to wyznawca) i wyobrażam sobie, że dla kogoś faktycznie zainteresowanego dołączeniem do kultu lektura może być pierwszym krokiem w tę stronę - przystępna, prosta, z listą ośrodków okołomuertowych (tylko amerykańskich, siłą rzeczy).
[Recenzja została po raz pierwszy (29.09.2019) opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]