Jak możesz najlepiej oddać hołd kunsztowi pisarskiemu swojego ulubionego pisarza kryminałów?
Zabij.
Ale nie pisarza, rzecz jasna… Zabij tak, jak on zabija w książce. Dokładnie tak samo. Jeden do jednego, toczka w toczkę. Przecież naśladownictwo to najwyższa forma pochlebstwa!
Pewnie nie rozmawialibyśmy o fabule, gdyby nie to, że wydawca w sposób właściwy wielu wydawcom strzelił lekki przeciek na okładce. A więc (pała bęc) złoczyńcą jest czytelnik (!) który bardzo do serca wziął sobie treści przeczytanych książek i je odtwarza powielając literackie pierwowzory. Naprzeciw antagonisty, mamy, a jakże, utalentowanego inspektora francuskiej policji - Camille Verhoevena. Co ciekawe, jest to pisownia oryginalna, Camille to imię mężczyzny, który dzięki łaskawości tłumaczy nie został Kamilem. Przy okazji w fabułę została zręcznie wpleciona historia wydania pewnej książki i kontrowersji temu towarzyszących. Dla książko-maniaków bardzo fajny smaczek. W gratisie dostajemy więc ciekawą listę lektur kryminalnych. Jako ciekawostkę, jeden z tytułów Agathy Christie, jeszcze bez polit-poprawniackiej cenzury.
Postać głównego detektywa to bardzo oryginalna konstrukcja. Szczerze mówiąc niesamowicie mi czytelniczo „podpasował”, że tak się trochę nie po polsku wyrażę. Niektórymi cechami podjeżdża nieco pod Herculesa Poirota od Agathy Christie, i choć przeczytałem tylko jedną jej książkę, która mi się nie spodobała okrutnie, nie mogę uniknąć skojarzeń, choćby procesem dedukcyjnym głównego bohatera. Bohater jest genialny, ale nie genialny tak, jak wszystkowiedzący Carterowski Robert Hunter, tylko mądry doświadczeniem, rozważny, błyskotliwy i… niski. Z jego wzrostu jednak śmieszkowania nie ma, Lemaitre zrobił z tego „cechę charakteru” naszego protagonisty. Pozostałe postacie też doskonale skrojone, dobrze wprowadzane i prowadzone w fabule, z bardzo pasującymi charakterystykami. Nie ma statystów w powieści, są żywi ludzie z opisami bez listy cech, odpowiednio przetworzeni przez świadomość Camille’a Verhoevena, bo tak właśnie postrzegamy rzeczywistość w książce. Nie mówi Lemaitre, mówi bohater.
Bowiem to właśnie świadomość detektywa, jest czytelnikowi narratorem. Pierre Lemaitre schował się do budki suflera, albo i nawet za kurtynę. Ożywił postać, która nas prowadzi. Dzięki temu czytelnik niejako nie widzi obecności pisarza, natomiast przeżywa teatralny dialog postaci z widzem, z czytelnikiem. Niesamowicie dobrze wypada gwałtowność procesu myślowego naszego policjanta, jego droga dedukcji, rozmyślania, tropy, ścieżka logiczna, dochodzenie do punktu kulminacyjnego myśli i w końcu wybuch faktu w świadomości – to są rzeczy bardzo ważne dla dobrego kryminału i Autor zrobił to dobrze. Raz za razem wprawia czytelnika w stupor, w katatoniczny stan oczekiwania na narodziny myśli. Tak doskonale panuje nad napięciem i dozowaniem emocji, że maskuje swój kunszt literacki dając nam gotowe literackie danie na tacy, przed twarz… mówiąc bierz, używaj sobie! Przeżywaj ten kryminał ze mną!
Coś jest takiego w pisaniu Autora, że jego kryminał choć makabryczny, brutalny i często bogaty w dosłowne opisy rzezi, jest bardziej przystępny przeciętnemu czytelnikowi, wyważony w swoich akcentach. Lemaitre, w przeciwieństwie do niektórych autorów kryminałów czy thrillerów, nie buduje powieści wokół makabry. Tam, gdzie inni budują powieść, niemalże z oznakami monomanii, na emocjach negatywnych, złych i niesamowitej ilości treści typu „gore”, krew, flaki, strach i na deser pokaleczeni przez los policjanci – on tworzy kryminał zbalansowany. Owszem te elementy niezbędne do klimatu są. Brud, bieda, prostytucja, narkomania, słowem: upodlenie odmieniane przez całą deklinację życia. Ale to wszystko opisane inaczej, z ubolewaniem, stwierdzeniem faktu, a nie lubością. Nie sposób tutaj nie nawiązać do Maxime Chattama, bardzo podobne pisanie jak u Lemaitre’a, nie kopiowane, ale, znowuż, skojarzenia mam bardzo silne, natomiast u M.C. intencja wywołania terroru leci na pierwszy plan, wymuszenie szokowania czytelnika.
Co mi się rzuciło na główkę podczas lektury to to, jak Autor pisze o miłości. Coś niesamowitego. Jak Camille kocha swoją żonę, jak się nią zachwyca. To jest pięknie miłości opisanie, to jest to czego mogłaby sobie życzyć każda kobieta, by tak patrzył i wielbił ją jej własny, osobisty mąż. Cudo.
Do ciekawostek i smaczków, dodających jeszcze więcej smaku do lektury to sztuka malarska, po której podróż zafundował nam pisarz. Ponadto liczne nawiązania do literatury i cała gama „trudnych” słów, których nie używając na co dzień, będziecie zmuszeni wygoglować podczas lektury. Myślę, że to kolejna już, wartość dodana tej lektury.
Kulminacja, końcowe akcenty, tutaj pisarz pozostawia też kilka niespodzianek, tak, że nie wiemy kto jest autorem książki, którą teraz trzymamy w rękach, a kto jest psychopatą. Bardzo fajnie puszczane oko w stronę uważnego czytelnika. Ale uwaga! Tylko uważnego. Zakończenie czytałem z przerwami, te kilkanaście stron, wietrząc głowę na balkonie.
Poznaliśmy się tak trochę późno, Panie Lemaitre, ale też w bardzo dobrym momencie czytelniczej drogi. Zostaniemy znajomymi. To na pewno!
27.05.2021 r.