"Pańskimi skrupułami rządzi dość kapryśna geometria, panie Lesage"
Za radą naszego kolegi @Johnsona, "pocisnęłam" "Koronkową robotę", która uśmiechała się do mnie z książkowej półeczki, nie mogąc się doczekać, kiedy wreszcie po nią sięgnę. Ciesząc się jeszcze dobrymi wspomnieniami po innej przeczytanej książce tego autora, zasiadłam w moim ulubionym czytelniczym fotelu i zagłębiłam się w doskonale ocenianą "Koronkową robotę". Przyznaję, oczekiwałam wiele, ale czy dostałam to czego oczekiwałam?
Zacznę od tytułu, bowiem on skojarzył mi się z naszymi koronczarkami z Koniakowa, które zasłynęły już nie tylko w swoim rodzimym kraju, ale i w szerokim świecie ze swoich koronkowych wyrobów. Potrafią zrobić z tych koronek wszystko, łącznie ze stringami i bombkami na choinkę. A wszystko to jest wykonane z taką misterną precyzją, uwagą, dbałością o każdy najdrobniejszy szczególik, że aż dech zapiera.
Z taką właśnie koronkową precyzją inscenizuje swoje dzieło i miejsce zbrodni, morderca psychopata, z którym przyszło się zmierzyć inspektorowi francuskiej policji o ciekawym imieniu Camille Verhoeven. U pana policjanta, nie tylko imię (damskie?) jest ciekawe, ciekawe jest też to, iż ów śledczy ma niecałe półtora metra wysokości i jak wynika z książki, spore kompleksy z tego tytułu. Co nie przeszkadza mu w nadrabianiu niewielkiego wzrostu, bystrością, inteligencją, ale i gwałtownością, wybuchowością i ogólnie czasami zachowuje się jak furiat, wrzeszcząc na kolegów po fachu. Nie przeszkadza mu to też mieć piękną żonę, którą kocha niesamowicie i która w dodatku oczekuje ich pierwszego dziecka.
Początek nie był jakiś rewelacyjny, ot zwyczajne śledztwo, a właściwie śledztwa, bo zaczęły się pojawiać kolejne i kolejne zwłoki. Dochodzenia trudne, żmudne i pełne szczegółów, które, póki co, do niczego detektywów nie doprowadzały. Verhoevena z jednej strony cisnęła pani sędzina, z drugiej bardzo upierdliwy dziennikarz, a z trzeciej wyrzuty sumienia, że ukochanej żonie w ciąży nie może poświęcić tyle czasu, ile by chciał. Jednak nie dane mi było nad tą książką zasnąć z nudów, ponieważ w pewnym momencie wydarza się coś, a potem zaraz kolejne coś, co każe mi szerzej otworzyć oczy i...z tak szeroko otwartymi oczami pozostać aż do końca.
Natomiast zakończenie spowodowało, iż do szeroko otwartych oczu dołączyła nisko opadnięta szczęka i pozostała w tej mało mądrej pozycji przez dłuższą chwilę. Nie tego się spodziewałam i widząc po opiniach innych czytelników, oni również nie takiego zakończenia się spodziewali. Zakończenie zwala z nóg, dobrze, że ja akurat siedziałam, bo ani chybi, nogi by się pode mną ugięły.
Książka napisana miłym dla czytelniczego oka językiem, nie szpeci jej tak obecnie modny wtręt przekleństw co drugie słowo. I chociaż rzeczywiście ilością i "jakością" opisywanej makabry autor spokojnie dorównuje, znanemu z takowych, Chrisowi Carterowi, to dorównuje mu też w psychologicznym konstruowaniu swoich postaci. Ale nie ma się czemu dziwić, obaj panowie, są w końcu psychologami z wykształcenia.
"Koronkowa robota", to pierwszy tom cyklu z komisarzem Camille’em Verhoevenem i jeśli następne okażą się równie dobre, to Pierre Lemaitre zyska we mnie swojego wiernego czytelnika. Książkę polecam.