Ta książka to ważny głos w czasach, w których coraz więcej i głośniej zwraca się uwagę na dyskryminację innych kultur, gdy tak wiele siły poświęca się na walkę z krzywdzącymi stereotypami i odwracaniem przekazywanej w podręcznikach przez dekady wizji świata z perspektywy kolonializmu. Jest coś w stwierdzeniu, że to zwycięzcy piszą historię - nie oznacza to jednak, że ich wersja jest jedyną słuszną.
Akcja książki toczy się od lat 40. do początku 70. XIX wieku na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych - w czasie tzw. kalifornijskiej gorączki złota. Choć powszechnie okres ten kojarzyć się może z bogaceniem się i wielką przygodą, w rzeczywistości wiązał się również z o wiele tragiczniejszymi konsekwencjami - przede wszystkim ludobójstwem rdzennej ludności. Jak podaje historyk Benjamin Madley w swojej książce ,,An American Genocide: The United States and the California Indian Catastrophe, 1846-1873", chęć wzbogacenia się poszukiwaczy złota, doprowadziła do śmierci nawet 16 000 rdzennych mieszkańców Kaliforni.
Choć w książce pojawia się wątek tragicznej sytuacji rdzennych mieszkańców, główna oś fabuły skupia się na często pomijanej w kontekście początków Stanów Zjednoczonych grupie, mianowicie Chińczykach. Pierwszych śladów bytności Chińczyków na terenie dzisiejszych Stanów doszukiwać można się już w XVI w., jednak pierwsza większa fala emigracji miała miejsce na początku XIX wieku i rozwijała się do połowy stulecia.
Głównym motywem emigracji była chęć poprawy warunków bytowych, wydobycie złota również stanowiło kuszącą perspektywę. Chińczycy nie byli traktowani jednak jak inni poszukiwacze - dyskryminowano ich ze względu na kolor skóry i charakterystyczne rysy twarzy. W zdecydowanej większości nie dorobili się majątku, wykorzystywanie byli jako tania siła robocza, która musiała sama zadbać o pożywienie i miejsce do spania. Chińczycy stanowili zdecydowaną większość pracowników odpowiedzialnych za budowę pierwszej kolei transkontynentalnej, wielu z nich straciło życie - na skutek wypadków lub lawin wywołanych eksploatacją terenu.
,,(...) myślałem, żeby mu powiedzieć, jakie to zabawne, że on i tysiące innych przybyli tu zaledwie rok temu, żeby splądrować tę ziemię, a teraz twierdzą, że należy do nich, choć tak naprawdę to moja ziemia, to ziemia Billy'ego, Indian, tygrysów i bizonów teraz płonie" - mówi jeden z bohaterów książki, który pochodzi ,,stąd", ale jednak ,,stamtąd".
To historia o ludziach bez kraju, o zatartej tożsamości, bez korzeni. Bohaterowie tej książki są rozdarci nie tylko między kontynentami, ale również bez swojego miejsca ,,tutaj". Z jednej strony dążą oni, głównie za sprawą ambicji ojca, do znalezienia miejsca dla siebie, z drugiej żadne nie jest idealne. ,,Co sprawia, że dom jest domem" - wielokrotnie zastawiają się bohaterowie. Na to pytanie starają się odpowiedzieć przez całą książkę.
Choć Lucy, Sam i ich rodzice starają się funkcjonować w zastanym porządku, jest im to ciągle utrudniane. Pracują ponad siły za marne wynagrodzenie, mieszkają w fatalnych warunkach, w pracy i szkole są szykanowani za swój wygląd, traktowani jak oryginalny okaz w ludzkim zoo, widok którego daje rozrywkę ,,prawdziwym" białym ludziom. Sytuacja rodzeństwa komplikuje się po śmierci ojca, choć wcześniej nie mieli nic, teraz pozostało im jeszcze mniej. Mają siebie nawzajem i szczątki ojca, które muszą zostać pochowane - najlepiej w miejscu, które stałoby się domem. Ich podróż to nie tylko odkrywanie nieznanych terenów kraju, ale również poznawanie siebie.
Poszukiwanie tożsamości ma w książce nie tylko wymiar etniczny, ale również osobisty. W tym kontekście polecam zapoznać się ze słowami tłumaczki, Agi Zano, która przedstawiła jakim wyzwaniem translatorskim była ,,Ile z gór tych złota" i jak trudno określić pewne kwestie, które język polski spłyca.