Majorka. Słońce, plaża, drinki, nocne kluby, roznegliżowane dziewczyny, opaleni macho. Cudowności. Nic dziwnego że to częsty kierunek turystyczny. I nic dziwnego że w takich warunkach głupota ludzka osiągnęła nowy poziom. Baleary (to część Hiszpanii z takimi wyspami jak Ibiza, Minorka i wspomniana już Majorka) stały się miejscem praktykowania nowej formy rozrywki, czyli balkoning.
Czymże jest balkoning, zapytacie. Spieszę z wyjaśnieniem - turyści, chcąc zasmakować trochę adrenaliny, wykorzystują balkon jako trampolinę i skaczą do celu. Celem jest albo basen, albo inny balkon. Nietrudno zgadnąć, że taka zabawa nieraz skończyła się tragicznie. I ten nowy rodzaj „sportu” wykorzystał Paweł Olearczyk w swojej powieści Popchnij mnie.
Wydawnictwo przyporządkowało ową powieść do kategorii kryminałów. Kryminału to to nie widziało, co najwyżej możemy mówić o komedii kryminalnej. Ze szczególnym podkreśleniem komedii. Nie znam innych utworów autora, ale w tym przypadku z każdej strony książki wyłania się chęć rozśmieszenia czytelnika. Głównie słowem, zabawą językiem. Mniej tu humoru sytuacyjnego, a więcej szafowania stereotypami i przywarami ludzkimi. Nie powiem, zaśmiałam się kilkukrotnie. Jednak nadmiar też potrafi być męczący. A i humor nie do końca trafiający w moje gusta.
Jeśli chodzi o część kryminalną - główny bohater, Janusz Kastrat przylatuje na Majorkę, by rozliczyć się z przeszłością. W wyniku pomyłki zostaje uznany za detektywa i w chwili wątpliwej śmierci jednego z gości hotelowych (balkoning), zostaje zaangażowany do rozwiązania sprawy. A Polaczek jak to Polaczek, gdy dają darmowe wyżywienie i samochód na koszt firmy, chętnie się zgadza. Nawet jeśli nie ma do tego właściwych predyspozycji. Trzeba jednak podkreślić, iż Janusz uważa, że całkiem z niego niezły detektyw będzie. I tak rozpoczyna się seria niespodziewanych i raczej wydumanych zdarzeń. Jako że traktuję to jako komedię, niemal groteskę, uznam to za celowy zabieg autora i czepiać się głupot nie będę.
Czepiać się będę czego innego - języka i stylu. Nie wymagałam niczego górnolotnego. W końcu to miała być czysta rozrywka. Ale ilość powtórzeń, struktura zdań - męczące. Złapałam się w pewnym momencie na tym, że sprawdzam, ile razy w jednym akapicie pojawił się zaimek „który”. Gdy naliczyłam w 3 zdaniach z rzędu, z czego w jednym dwa razy, to zastanawiałam się czy nie zrezygnować. Ale nie chciałam być niesprawiedliwa, więc starałam się odciąć od swojego maniakalnego analizowania. Ponadto redakcja. Niechże jedynym przykładem będzie wyrażenie „dwojga mężczyzn”. Fakt, żyjemy w nowoczesnym świecie, pojęcia „gender” i „transpłciowość” nie są niczym szokującym, ale jednak. Mężczyźni to mężczyźni. Płeć określona, więc skąd liczebnik zbiorowy ja się pytam?
Popchnij mnie to powieść mało wymagająca, czysto rozrywkowa (dla niektórych to stwierdzenie może być wątpliwe), bazująca na wymyślnych kolejach zdarzeń. Bohater głupkowaty, chyba wcześniej o tym nie wspomniałam. Bo owy Kastrat (haha), chcąc być zabawnym krytykantem, często pokazuje ludziom na czole kształt litery „L”. Niby z innych tacy loserzy*. Dla mnie to Janusz jest osobnikiem o nikłej wartości i cóż, nie polubiliśmy się. I podkreślam - to nie jest kryminał.
Tak więc możecie sobie darować. Nie ma tu nic szczególnie wyjątkowego. Taki średniak, wykorzystujący ciekawy motyw przewodni. I tyle.
*Mirosław Bańko proponuje korzystać z formy loser a nie looser.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl