Mitologia fascynuje mnie już od kilku lat. W czwartej klasie podstawówki na lekcji polskiego omawialiśmy mit o Demeter i Korze. Choć moi rówieśnicy narzekali, że to nie jest ciekawe nawet w najmniejszym stopniu, ja już wiedziałam, że zakocham się w mitologii. Teraz greccy i rzymscy bogowie nie mają przede mną żadnych tajemnic. Zatem, gdy pojawiła się możliwość zrecenzowania książki o podobnej tematyce, nie wahałam się ani chwili. Czułam, że „Dotyk Gwen Frost” okaże się powieścią bardzo dobrą. I nie myliłam się.
Akcja książki ma miejsce głównie w Akademii Mitu, szkole, do której uczęszczają potomkowie mitologicznych wojowników, takich, jak Spartanie, wikingowie, Walkirie i Amazonki. Wszyscy posiadają magiczne moce, a w Akademii rozwijają swoje umiejętności i uczą się, jak prawidłowo ich używać. Do tejże szkoły chodzi siedemnastoletnia Gwen Frost, której darem jest psychometria - za pomocą dotyku poznaje historię przedmiotów, a także ludzi. Pewnego dnia zamordowana zostaje najpopularniejsza w szkole uczennica, a Gwen z niemałym zdumieniem odkrywa, że tym razem jej dar jest bezużyteczny - po dotknięciu ciała zmarłej nie czuje nic…
Sięgając po „Dotyk Gwen Frost”, byłam prawie pewna, że główna bohaterka okaże się szkolną gwiazdą, zawsze otoczoną grupką osób, które zwą się jej przyjaciółmi. Na szczęście, jest zupełnie inaczej. W Akademii Mitu Gwen nie jest nikim niezwykłym, wręcz przeciwnie. Popularniejsze uczennice traktują ją z wyższością, przez co dziewczyna nie czuje się zbyt komfortowo. Co więcej, nauka o mitycznych przodkach nie wydaje się jej interesująca nawet w najmniejszym stopniu. Ze znudzeniem słucha „bajdurzeń o magii i magicznych gościach”. I choć Gwen jest również narratorką, jej narzekania na szkołę, bogów i inne istoty, o których musi się uczyć, nie są wcale uciążliwe, a nawet miło się je czyta. Wszak chodzenie do szkoły i obowiązek nauki nie zawsze są przyjemne, każdy czasem mówi otwarcie o tym, co mu się nie podoba. To samo robi Gwen, tylko jej szkoła różni się innych placówek.
Czego w każdej książce nie może zabraknąć? Oczywiście - wątku miłosnego. I takowy w „Dotyku Gwen Frost” występuje. Bynajmniej nie jest on banalny. Zwykle bywa tak, że szara myszka zakochuje się w najprzystojniejszym chłopaku w całej szkole. A tu… Choć bardzo chciałabym zdradzić, o co chodzi, nie powinnam Wam odbierać przyjemności czytania. W każdym razie, nie raz i nie dwa, szczęka mi opadła z wrażenia. Nie mogę uwierzyć, że pisarka zdecydowała się na coś TAK niespotykanego w powieściach, które czyta głównie młodzież.
Chociaż autorka spisała się świetnie, tworząc niebanalną historię, całokształt nie jest już tak powalający. Wydawnictwo nie postarało się zbytnio, w powieści jest całe mnóstwo literówek. Nawet na skrzydełkach okładki… Myślałam, że korekta przed wydaniem książki jest oczywistością, a tymczasem na „Dotyk Gwen Frost” nikt o sokolim oku, które nie lubi błędów, chyba nawet nie spojrzał…
Ogólnie rzecz biorąc, powieść Jennifer Estep jest warta polecenia. Na pewno spodoba się osobom, które lubią mitologię i są skłonne przymknąć oko na pewne niedociągnięcia. „Dotyk Gwen Frost” to świetny początek serii i jestem pewna, że sięgnę po kolejne części. Liczę, że autorka mnie zaskoczy, a wydawnictwo zadba tym razem o korektę.