Klasyczny kryminał to gatunek, po który ostatnimi czasy sięgam najchętniej. Dlaczego? Ponieważ jestem przekonana, że Królowa mnie nie zawiedzie. Chociaż przeczytałam już kilka nie najlepszych dzieł Agathy Christie, jej powieści mają specyficzny klimat, którego jeszcze nigdy nie wyczułam w wydawanych współcześnie kryminałach. Pragnąc na parę godzin uciec od szkolnego zgiełku i atmosfery zbliżającego się nieuchronnie zakończenia roku, zatraciłam się w lekturze powieści o tajemniczo brzmiącym tytule "Dlaczego nie Evans?".
Wyobraź sobie, że wybierasz się z kolegą na pole golfowe, aby porozmawiać, odprężyć się nieco i spalić przy okazji parę kalorii. Piłeczka leci zdecydowanie za daleko, a wywołane tym faktem zmieszanie ustępuje miejsca zaintrygowaniu, kiedy chwilę później słyszysz krzyk. Biegniesz ile sił w nogach w kierunku, z którego dochodzi przeraźliwy odgłos, po czym stajesz na skraju skarpy i Twym oczom ukazuje się niecodzienny i z pewnością nieprzyjemny widok: kilka metrów niżej leży mężczyzna targany konwulsjami, który wkrótce - najpewniej z powodu upadku z miejsca, w którym teraz się znajdujesz - przedwcześnie zakończy swój żywot. Twój znajomy biegnie sprowadzić pomoc, a Ty zostajesz z konającym mężczyzną, z którego ust po kilku minutach padają ostatnie trzy słowa: "Dlaczego nie Evans?" Zaraz potem następuje zgon, a Ty zauważasz wystające z kieszeni ofiary zdjęcie, od którego tak naprawdę wszystko się zaczyna... Kolejne morderstwa, zawiłe intrygi, misternie ukartowane spiski - oj, będzie się działo. W tym momencie możesz przestać wyobrażać sobie, że jesteś uczestnikiem wydarzeń, oddaj więc pałeczkę Bobby'emu Jonesowi, a sam pozostań jedynie obserwatorem i próbuj rozwiązać zagadkę równolegle z naszym bohaterem, w przeciwieństwie do niego nie narażając się na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Christie, jak zwykle zresztą, wita nas pobieżnym przedstawieniem małomiasteczkowej rzeczywistości, potem poznajemy bliżej bohaterów, wokół których kręci się akcja. Tutaj śledztwo prowadzi niezwykle ciekawy i przeuroczy duet - Bobby Jones i jego serdeczna przyjaciółka, Lady Frances. Obserwujemy ich usilne starania, by poznać tożsamość denata, kibicujemy, ściskamy mocno kciuki w nadziei, że los okaże się dla nich pomyślny, a kiedy coś nie idzie tak, jak by to sobie zaplanowali, z zapartym tchem przewracamy kolejne kartki, aby prędko przekonać się, czy zdołają wyplątać się z kabały i rozwikłać zagadkę mającą nie jedno, a wiele den.
Naprawdę chciałabym z czystym sumieniem oznajmić, że powieść czyta się z niegasnącym zainteresowaniem. Ale nie mogę, bo byłoby to straszliwym kłamstwem, a ja chcę być lojalna wobec Was i samej siebie. Fakt, Christie potrafi zainteresować czytelnika i sprawić, by niektóre fragmenty czytało się niemalże z prędkością światła, ale - próbując w książce wytworzyć charakterystyczny klimat - parokrotnie chyba nie zauważyła, że zaczyna wiać nudą, opisy stają się męczące i potęgują wrażenie, że autorka przekombinowała z zawiłością intrygi i mnogością bohaterów.
Christie ma w swej bibliografii kilkadziesiąt powieści - i lepszych, i tych troszkę słabszych, jednak wciąż wartych paru godzin z życiorysu wielbicieli gatunku. "Dlaczego nie Evans?" przypisałabym do tej drugiej kategorii. Dla miłośników klasycznego kryminału - miód, orzeszki, ale bez zdecydowanie bez cudu. W oczach osób poszukujących mocniejszych wrażeń przy zapadających w pamięć lekturach, owa powieść może wydać się nie miodem, lecz nędznym syropem glukozowo-fruktozowym, a na domiar złego niechybnie ujawni się - przez całe dotychczasowe życie utajona lub przebiegająca bezobjawowo - alergia na orzeszki. Czytelnikom zapoznającym się dopiero z kryminałami ze starej szkoły, radzę odpuścić sobie tę książkę, a czas poświęcić na najwspanialsze dzieło Królowej Kryminału - "I nie było już nikogo" alias "Dziesięciu Murzynków".