Spotkanie z tą pozycją, to chyba najdłuższe oczekiwanie na dogodny moment dla tego wydarzenia. Z jednej strony chciałem jak najszybciej zagłębić się w lekturze i historii zespołu, z którym żyję już ponad dwie dekady, z drugiej odsuwałem ten moment obawiając się, że mój obraz zostanie zaburzony przez nie do końca rzetelną pracę. Kiedy jednak przyszedł zamówiony tytuł, po wstępnych oględzinach zacząłem kręcić nosem, ale po kolei. Włączmy sobie zatem tytułowy numer „Run to the Hills” i rozpocznijmy tę przygodę.
Mick Wall w swojej książce przedstawia historię heavymetalowego zespołu, który dzięki wytrwałości kilku muzyków z nowo powstającego projektu grającego dla garstki przypadkowych widzów, z biegiem lat przeradza się w potęgę metalowej sceny i koncertów rzędu ćwierć miliona fanów. Dzisiaj, podobne liczby nie robią już wrażenia, bo zwykle komplet biletów na ich koncert wyprzedany jest na długie miesiące przed zapowiedzianą datą.
Historia jaką prezentuje autor sięga czasu przed pojawieniem się nazwy IRON MAIDEN. To opowieść, która pokazuje jak rodził się w ostatnich latach 70’ nowy nurt muzyczny określony jako New Wave of British Heavy Metal (NWOGHM), a wraz z nim odważny pomysł na cios względem panującego wówczas punk rocka. Co ciekawe, każdy rozdział zatytułowany został od imienia kolejno wstępującego w szeregi IM muzyka, bądź postaci dzięki której ta historia nabrała odpowiedniego kształtu. Niepokoił mnie jednak fakt, że mijając połowę książkę ciągle tkwiłem w anegdotach związanych z trzecim albumem zespołu, więc mając w głowie zbliżające się pozostałe, było jasne, że na kolejne albo zabraknie miejsca, albo zostały wydane po zakończeniu prac nad książką. Jak się szybko okazało, ostatnia płyta z racji daty wydania nie mogła się tu znaleźć, podobnie jak trzy poprzedzające. Ale wydawnictwo widocznie chciało naprawić ten fakt chociażby w przypadku tych trzech i do zamkniętej merytorycznie książki dołączyli tzw. „Dodatek od polskiego Wydawcy”, który jako nowelka luźno wciśnięta pod oryginalną okładkę opisuje te brakujące wypaczając swoją obecnością kształt książki. Słabo to wygląda, a przecież przy książce „Ryk bestii” Iana Christe’a Wydawnictwo potrafiło po roku wydać nową uzupełnioną wersję tytułu. Cóż, uczymy się na błędach.
Jeśli chodzi o wybryki członków zespołów, które zwykle okazują się pieprznym dodatkiem do ich studyjnego czy koncertowego dorobku, to w tym przypadku trudno takich szukać. W sumie, autor już na wstępie zaznacza, że podobnych treści będzie bardzo niewiele, co też przełożyło się na kolejne rozdziały. W rezultacie, podążamy od płyty do płyty często uhonorowane złotem, platyną, poprzez trasy koncertowe i oprawę , które uczyniły ten zespół jednym z najlepszych.
„IRON MAIDEN RUN TO THE HILLS” to nie jest zła książka. Świetnie ukazuje brytyjski, muzyczny klimat ostatnich lat XX wieku oraz kolejnych, które nadal tętnią dzięki tamtej sile rozpędu. To bardzo ciekawy świat relacji pomiędzy konkretnymi muzykami, ich twórczej pracy jak i wzajemnych bitew. Mimo tych wszystkich wydarzeń, wewnętrznych konfliktów, efekt, który otrzymuje słuchacz jak zwykle jest na najwyższym poziomie. To uparte i konsekwentne dążenie za własnym głosem, za wyborami, które często stawiały ich pozycję na ostrzu noża.
Ps. Dla fanów, treść tej pozycji niewiele wnosi. Układa wszystko chronologicznie, przytacza już znane anegdoty i może stanowić jedynie podsumowanie tych wszystkich wiadomości, które śledziłem latami. Dla mniej wtajemniczonych, całkiem przyjemna lektura i jak już wspomniałem ciekawe doświadczenie obserwując relacje nie zawsze zgrywających się muzyków a jednocześnie osiągający czołowe noty na muzycznych listach. Z drugiej strony, skoro i radio puszcza numery Iron Maiden, to już o czymś świadczy.