Nazwisko Hanny Greń od dawna przewijało się w moich zainteresowaniach czytelniczych, dlatego nie mogłam przegapić możliwości przeczytania jej dwudziestej już powieści pt. „Zły wybór”. Mam mieszane uczucia po tej lekturze. Autorka stworzyła fabułę, w której wątki łączą się ze sobą w zaskakujący sposób. Jest tam również kilka tajemnic do odkrycia, jednak nie dotyczą one winnych zbrodni.
Nie mogę autorce odmówić jednego – świetnego warsztatu. Hanna Greń pisze żywo i ciekawie. Nie epatuje wulgarnością, jednak również od niej nie stroni. Fabuła jej książki jest skomplikowana, a historie wszystkich bohaterów przenikają się w nieprzewidywalny sposób, jednak udało mi się nie zgubić żadnego wątku. Choć nie było o to trudno. „Trudny wybór” to opowieść o kilku przestępstwach, zarówno dawnych, jak i bieżących. Bohaterką jednego z wątków jest czternastoletnia Apolonia, adoptowana przez policjanta i jego żonę. Dziewczynka natyka się przypadkiem na swoją babkę, która wcześniej znęcała się nad nią, a teraz zamierza żądać pieniędzy od jej przybranych rodziców. Uciekając przed prześladowczynią, Pola przedostaje się na posesję, na której dwóch przestępców próbuje ukryć zwłoki młodego chłopaka. Stamtąd również udaje się jej wydostać, ale kiedy wraca do domu, nie dzieli się swoimi przeżyciami z rodzicami. Jej dziwne zachowanie skłania rodziców do wysłania jej na ferie do zaprzyjaźnionej rodziny. Długa podróż w śnieżycy kończy się jednak zgubieniem drogi przez dziewczynę i skręceniem nogi. Niemal zamarznięta trafia do domu młodego chłopaka, który właśnie wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za gwałt.
Wydarzenia poznajemy również z perspektywy Bartłomieja Kozińca, nawróconego włamywacza o ksywie Doktor. Mężczyzna jest właśnie w trakcie próby przejęcia mieszkania od swojej narzeczonej. Splot okoliczności doprowadza go do Szpili i Pumeksa, dawnych wspólników. Przypadek sprawia również, że stają się uczestnikami zbrodni, której skutki widziała Apolonia. I nie uwierzycie, ta sprawa wiąże się również z postacią chłopaka niesłusznie skazanego za gwałt, o którym również wspominałam.
Wątków jest mnóstwo, a ich powiązanie okazuje się logiczne. Ich rozplątywanie może i nie było wyzwaniem, ale sprawiło mi dużo przyjemności. Jestem pełna podziwu dla autorki za wymyślenie takiej fabuły. Mam jednak inne uwagi. Przede wszystkim trudno mi pogodzić się z czarno-bialymi, wyidealizowanymi postaciami. Mam tu na myśli zwłaszcza Petrę, genialną ośmioletnią i wyjątkowo rezolutną rysowniczkę, która stworzyła portrety pamięciowe przestępców. Ale nie tylko ją. W książce „Zły wybór” wszystkie dobre postacie są niemal idealne, przestępcy z kolei niby cwani, a jednak ostatecznie przegrywają. Wszystkie wątki kończą się dobrze, zaginieni wracają, nierzetelni policjanci zostają zdemaskowani, a niesłusznie oskarżeni zostają zrehabilitowani. A nowa miłość Pumeksa? To wszystko trąci naiwnością.
Konstrukcja fabularna powieści jest dla mnie zaskoczeniem. Nie musimy się zastanawiać razem z policją, kto zabił, bo z reguły mamy to podane na tacy i możemy śledzić tylko ścieżki, którymi podążają stróże prawa, by dotrzeć do prawdy. Tak prowadzona akcja jest bardziej charakterystyczna dla powieści obyczajowych. Tajemnicą owiane są inne fakty – powiązania pomiędzy poszczególnymi bohaterami, ich prawdziwe oblicza, i to ich odkrywanie dostarcza dreszczyku emocji. Ale też nie jakiegoś spektakularnego.
Podsumowując, historia wymyślona przez Hannę Greń jest intrygująca, warsztat autorki jest świetny, jednak słabością są zbyt płascy bohaterowie. To sprawia, że historia traci wiarygodność. No i pojawiły się literówki (wiem, czepiam się, ale muszę). Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta w serwisie nakanapie.pl