Na polskie wydanie ,,Love, Death + Robots'' rzuciłam się, jak Reksio na szynkę. I wiecie co? Strułam się. Nawet mimo tego, że w tej antologii znajdziemy naprawdę głośne nazwiska – Scalzi, Reynolds, Liu...
A strułam się dlatego, że tłumacz nie musi umieć ładnie pisać.
Nowa Baśń chyba o tym zapomniała – swoją drogą, to już kolejne wydawnictwo, które nie angażuje do pracy nad swoimi książkami korektorów – i zaoferowała mi produkt pod pewnymi względami po prostu wybrakowany.
Słabosilny śmiech, słabosilne żarówki
Przyznam, że gdy pierwszy raz przeczytałam o ,,słabosilnych żarówkach'' (i ,,żarówkach świecących słabosilnie'') pomyślałam, że może to taka konwencja, maniera, może tak ma po prostu być, no w końcu Dukaj pisał o qhavie w ,,Innych pieśniach'' czemu więc w ,,Miłości, śmierci + robotach'' nie mogą pojawić się słabosilne żarówki?
Ale kiedy jakiś czas później, w zupełnie innym opowiadaniu, pojawiło się sformułowanie: ,,Yan zaśmiała się słabosilnie'' (194) zrozumiałam, że najpewniej cały czas chodziło o słowo ,,bezsilnie''.
Dlatego książce potrzebny jest korektor.
Korektor jest potrzebny też po to, żeby poprawiać literówki zmieniające zdania w potworki [,,... jednym z tych syczących małych bestii'' (144); ,,wszem wobec''; ,,przeczesał dłonią swoje włosy brudnego koloru blond'' (147); ,,Nazajutrz naprawiono mi samochodu'' (251); ,,A gdy zdarza się to dwukrotnie, można mówić o czymś tak nietypowe, że...'' (259); ,,..a następnie hamuje ze wzślizgiem. Spogląda za siebie na swe dzieło zniszczenia'' (287); ,,dziękujemy Wam, że zechcieliście przetestować Próbkowego Poszukiwania Przyszłości oferowanego przez...'' (315) ]
Korektor mógłby też wyłapać błędy ortograficzne [,,nie ważne jak bardzo...'' (158)] i historyczne [,,... pierwsza wojna światowa rozgrywa się identycznie. Niemcy i ich sojusznicy wygrywają dzięki postępom technologicznym'' (317)]. Korektor mógłby też poprawić przecinki i brakujące słowa w takich zdaniach jak ,,śmieję się lekko wprost w porcję wołowiny na grzance'' (219) czy ,,pakiet zakłócający usmażył układy nakierowujące w głowicach nadlatujących pocisków, przez co głupiały i detonowały gdzieś między skałami'' (270).
Mógłby, ale nic nie zrobił, bo zwyczajnie przy tej książce nie pracował.
I wiecie co? Jestem zła.
Bo serial był świetny. Opowiadania – poza dwoma wyjątkami, które w obu wypadkach wybitnie mi się nie podobały (Świadek i Martwy punkt) – też były dobre, a nawet byłyby bardzo dobre, gdyby wymienione wyżej błędy mnie nie rozpraszały i nie doprowadzały momentami do szewskiej pasji.
Chociaż przyznam, że pewnie zrozumiałabym te błędy i podeszłabym do całej sprawy łagodniej, gdyby książka została opatrzona napisem ,,Egzemplarz recenzencki'' i została mi wręczona w ramach przedpremiery. Ale nie. Otrzymałam gotowy i skończony produkt, który ktoś wycenił na 49,99 złotych. I to produkt, który nie jest warty tej ceny – raz, że przez błędy czyta się go momentami naprawdę topornie (Wysysacza dusz potwornie wymęczyłam...), dwa, że książka jest klejona i w miękkiej oprawie (a z brzegów okładki już odchodzi mi folia).
Dobra, ale co z opowiadaniami?
Powiem tak – jeśli widzieliście serial to możecie mi uwierzyć na słowo, że to jest jeden z tych rzadkich przypadków w których film jest lepszy od książki. Po prostu. Ale jeśli – po tym, co przeczytaliście wcześniej – wciąż macie ochotę poznać opowiadania, które zainspirowały Netflixa do stworzenia serialu, to nie będę Was od tego odwodzić. To będzie ciekawa lektura, choćby dlatego, że w wielu przypadkach ciężar opowieści został przesunięty w inną stronę (Sonnie ma przewagę, Mechy), a w kolejnych przypadkach całość zyskiwała wydźwięk zupełnie odmienny od tego, co mieliśmy okazję oglądać w animacjach (O wykorzystaniu zmiennokształtnych, Gdy jogurt przejął władzę, Rybia noc, Udanych łowów).
W ciemno polecam Wam serial.
Książkę zaś możecie przeczytać, ale na Waszym miejscu raczej sięgałabym po oryginały opowiadań, albo po prostu znalazłabym kogoś, kto już kupił ,,Miłość, śmierć + roboty'' i może Wam je pożyczyć. Bo ta publikacja naprawdę nie jest warta ceny, jaką za nią wołają.
Rzekłam.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl