„- Dla całego świata możesz być okrutnym, zimnym i wyrachowanym gangsterem. Pod tymi wieloma warstwami lodu masz jednak gorące i dobre serce. Tylko to się dla mnie liczy.”
Postaci:
Mamy Lunę Clark - niewysoką, drobną niebieskooką blondynkę o żywym temperamencie.
Jej przyjaciółki - Afroamerykankę Viktorię przez k i Latynoską piękność Emilię.
Rzecz dzieje się na Hawajach, w bajecznym otoczeniu szumiących palm nad brzegiem oceanu.
Trzy Gracje ruszają na podbój miasta. W pierwszym barze spotykają tajemniczych mężczyzn, którzy zapraszają je do lepszego lokalu.
Na miejscu okazuje się, że wszyscy noszą maski a ich nowi przyjaciele przedstawiają się imionami bogów z przeróżnych mitologii: Merkury, Kanaloa, Apollo.
Jeden z zamaskowanych bożków napada na Lunę i najwyraźniej zamierza ją zgwałcić na ulicy. Dziewczyna ucieka.
Kiedy po nocnych imprezach wraca do pracy okazuje się, że tajemniczy napastnik i jej szef to ta sama osoba. Peszek.
Gino Nakamura vel Kanaloa (upraszczając nazwijmy go kanalią) jest Azjatą, więc mamy już pełny przekrój społeczny, jak w amerykańskich filmach. Spoko.
Między dwulicową kanalią a księżycową blondi od początku iskrzy.
Jedno drugie doprowadza do białej gorączki. Nieustannie się ścierają w klasycznej relacji love-hate. Dodatkowo okazuje się, że pan ośmiorniczka jest z zawodu i upodobania groźnym bandytą.
Mamy więc romans mafijny, romans biurowy i gorący związek pełen ambiwalentnych uczuć.
Ona się go boi, już już chce uciekać, ale... on tak ładnie pachnie.
I jest taaki przystojny, że och! Jej ciało drga w spazmach na samą myśl.
Kiedy więc trafia się kolejny niechciany adorator, panienka niezależna leci po pomoc do pierwotnego napastnika. Tak, tego, który chciał ją wziąć siłą pod dyskoteką.
Musicie wiedzieć, że blondi jest kobietą wykształconą oraz dość majętną. Skończyła dobre studia, ma świetną pracę i własne mieszkanie.
Biorąc pod uwagę, że na sam jej widok mężczyźni dostają klasycznego pierdolca i marzą tylko o tym, żeby ją przelecieć, powinna nosić w torebce gaz pieprzowy.
Ale nie! Głęboki dekolt, markowe szpilki i idziemy w miasto.
Po każdym kolejnym zamachu na jej ponętne ciało kobieta wraca do swojego ulubionego bandyty, bo przecież on jest taki męski, na pewno ją obroni.
Chwilę później się reflektuje, że jednak może zrobić jej kuku, tak jak innym Bogu ducha winnym ludziom i już ma wiać jak każdy rozsądny człowiek, jednak...
Luna jest kobietą niezależną, ale rządzą nią popędy. Na sam widok przystojnego samca coś jej drga i się pręży. Cipka mówi: zawróć. Bierz go! Dawno żeśmy się nie zabawiły. Pani każe, służka musi.
Po przydługim, dość irytującym wstępie – ona jak blondynka z dowcipów, on – bezwzględny i antypatyczny drań – wreszcie zaczęło się dziać.
Fabułę ratuje rewelacyjna scena pościgu oraz momenty, w których blondi pokazuje pazurki. Pan Wybujałe Ego nie będzie nią rządził. Umie się także postawić biurowym rywalom. Kiedy trzeba podejmuje szybkie i zdecydowane kroki. Niekoniecznie we właściwym kierunku, ale jednak.
Oboje ambitni, pewni siebie i aroganccy. Żadne nie chce ustąpić pola. Razem stanowią mieszankę wybuchową. Pewnie by się nawzajem pozabijali, gdyby nie to nieziemskie przyciąganie. Szalona parka przerabia wszystkie pozycje kamasutry, pomiędzy stosunkami patrząc na siebie wilkiem.
Książka zaczęła mi się podobać gdzieś od połowy, kiedy do akcji wkroczył przeciwnik Nakamury. Od tego momentu akcja zaczęła nabierać tempa a pod koniec autorka zafundowała nam wir emocji, w którym wręcz trudno złapać oddech, i dotyczy to nie tylko Luny.
Lubię kiedy bohaterowie mają jakieś nietypowe hobby lub wykonują ciekawy zawód. Luna jest fanką motoryzacji i to nie tylko w teorii, bo świetnie prowadzi. Za to plus.
Mało było tych hawajskich plaż, chociaż mam wrażenie, że autorka zna miasto. Płynnie posługuje się nazwami dzielnic i ulic. To kolejny plusik.
Żałuję, że powieść nie wciągnęła mnie od początku.
Zabrakło humoru i jakichś ludzkich cech u tego na wskroś złego pana.
Blondi zabrakło rozsądku.
Jako kropka nad i występują cytaty przecudnej urody:
„Wchodzę do osobnego, skromnego biura i siadam ociężale w fotelu. Ogromnie się cieszę, że dostałam je jako bonus po podpisaniu ważnego klienta.”
Ważnych klientów trzeba podpisywać, ku pamięci.
„Jest autonomicznie idealny – wysoki, dobrze zbudowany, umięśniony, z ostrą szczęką, głęboko osadzonymi oczami, pełnymi ustami i lekko falowanymi włosami.”
Wiecie, że naprawdę ostre szczęki mają krawędzie? Jeszcze do tego dojdziemy. Albowiem:
„Krzywię się, przykładając palec do krawędzi twarzy.”
Była ostra, można się skaleczyć.
„Uśmiecha się, odsłaniając dwa rzędy lśniących na biało zębów.”
Dobrze, że nie lśniły na inny kolor, na przykład na żółto.
„Spoglądam na niego, czując, jak moje serce wspaniale drga.”
Wspaniale, że bije, bo mogłoby nie. Zachwyt.
No i te „górnolotne drinki”.
Wszystko zaczęło się zgrywać dopiero z czasem. Niektóre rozpoczęte wątki zostały porzucone w połowie, ale pod koniec jest zapowiedź kolejnej części, więc może tam znajdą finał.
Ostatecznie oceniłabym książkę na 7,5. Do rewelacji trochę brakuje, ale jest to mocny debiut.
Na koniec chciałabym dodać, że pomimo całej tej podłej krytyki od momentu pościgu naprawdę dobrze się bawiłam. Doceniam pracę włożoną w stworzenie powieści i życzę autorce wszystkiego dobrego.
Proszę potraktować tę recenzję jako moją subiektywną ocenę.