Mira Hoffmann wraz z niedawno poślubionym mężem i pasierbem wybiera się latem do Zakopanego. Zatrzymują się w willi u Adama Bolda i jego żony, którzy od lat oferują w sezonie wynajem pokoi dla ludzi z wyższych sfer. Mamy rok 1933 więc bohema ma się świetnie, Zakopane uważane jest za serce wydarzeń artystycznych, zjeżdżają się tutaj ludzie sztuki z całego kraju i nie tylko. Prokurator Hoffamn średnio pasuje do tego środowiska, jednak jego żona Mira jako była gwiazda warszawskiego kabaretu jest szalenie popularna więc bardzo szybko jej obecność na Krupówkach wzbudza nie małą sensacje. Małżeństwo jest na językach praktycznie wszystkich, każdy ich krok, zachowanie jest bacznie śledzone i omawiane. Nie tylko przez lokalsów. Mira jako piękna, utalentowana kobieta wzbudza nie tylko zainteresowanie ale i podziw. Artystka jest jednak znudzona, wysłuchiwaniem wiecznie takich samych komplementów, spojrzeniami, próbami zwrócenia jej uwagi. Wyjazd, który miał przynieść jej ukojenie i szansę na oderwanie się od rzeczywistości staje się dla niej prawdziwą udręką. Przepych, bycie w centrum uwagi, od dawna nie jest już Mirze do niczego potrzebne, zwłaszcza gdy z przeszłości wyłaniają się wspomnienia, które choć zepchnięte na daleki plan znów dają o sobie znać.
Wyprawa na Lodową Przełęcz z mężem i pasierbem miała być wyzwaniem rzuconym sobie i swojej historii. Kiedy po kilku dniach z gór schodzi tylko kobieta dla wszystkich jasne staje się, że na Lodowej Przełęczy musiało dojść do strasznej tragedii. Dlaczego artystka zamiast szukać pomocy dla swoich towarzyszy postanowiła trwać przy ich ciałach przez dwa dni? Społeczeństwo bardzo szybko wydaje wyrok wobec Miry, snując już tylko coraz to bardziej fantastyczne teorie na temat tego co wydarzyło się podczas wycieczki. Czy jednak była gwiazda kabaretu, naprawdę mogła zabić tyle osób ryzykując przy tym własnym życiem? Jaki miałaby w tym cel?
Historia opowiedziana w „Sprawie Hoffmanowej” oparta jest na prawdziwym zdarzeniu, które wydarzyło się na drodze w Dolinie Jaworskiej w 1925 roku. Do dziś jest to niewyjaśniona sprawa, która rozbudza wyobraźnię. Co jakiś czas pojawiają się nowe teorie, próby wyjaśnienia tego jakim cudem drobna, niedoświadczona Waleria Kasznica była wstanie przeżyć wyprawę na Lodową Przełęcz a jej męscy towarzysze nie.
Muszę przyznać, że spodziewałam się większej ścisłości pomiędzy fabułą a faktami w książce. Nie należy spodziewać się więc kronikarskiej dokładności. I choć o tym wiedziałam to jednak po cichu liczyłam, że autorka spróbuje zrozumieć i wyjaśnić co mogło się naprawdę wydarzyć na Lodowej Przełęczy. Katarzyna Zyskowska wykreowała jednak naprawdę ciekawy obraz tego jak wyglądało Zakopane w latach 30. XX wieku, czym żyły Krupówki, kto wtedy nosił miano "celebryty" i jaki nurt artystyczny był w modzie. W tę plastyczną formę wtopiła bardzo ciekawych bohaterów. Pomysłowe było oddanie głosu samej Hoffmanowej, która mogła opowiedzieć historię ze swojego punktu widzenia. Nie chcę zdradzać za dużo, ale moim zdaniem było to interesujące zagranie fabułą. Choć muszę uczciwie przyznać, że początkowo ten zabieg średnio mi się spodobał, ale to ze względu na styl narracji, który na szczęście z czasem stał się mniej męczący i egzaltowany.
Niestety momentami historia stawała się lekko banalna i przewidywalna. Retrospektywne fragmenty były ciekawe do pewnego momentu, potem już mnie średnio zajmowały. Tak samo zresztą było w akcji osadzonej w Zakopanem, część historii czytało mi sie naprawdę przyjemnie, a potem nastawały nudnawe i naiwne wstawki. Nie zostałam również fanką tego jak Katarzyna Zyskowska postanowiła wyjaśnić co się stało na Lodowej Przełęczy. Moim zdaniem to paradoksalnie najsłabszy i najbardziej przegadany fragment książki. Zdecydowanie akcja poprzedzająca jak i to co wydarzyło sie w następstwie wyprawy była lepiej dopracowana i wykreowana z większym sensem. Nie oznacza to jednak ze Sprawa Hoffmanowej jest złą książką. Po postu, osobiście preferuję trochę inny styl narracji i tworzenia fabuły. Jednak czas spędzony przy tej lekturze na pewno mogę zapisać na plus. Nie jest to najlepsza książka jaka przeczytałam w tym roku, ale będę wspominać ją miło. Na pewno historia opowiedziana przez Zyskowską zostanie ze mną na dłużej.