Książka opowiada historię Jorge Salcedo, zdolnego inżyniera łącznościowca, który od końca lat 80. zaczął pracować dla kartelu narkotykowego z Cali, najpierw zajmując się podsłuchem, a potem organizując ochronę bossów. Przy okazji sporo się dowiadujemy o drugim kartelu kolumbijskim, tym z Medelin, kierowanym przez osławionego Pablo Escobara. Te dwie olbrzymie organizacje przestępczo-biznesowe zaczęły ze sobą ostro rywalizować w końcu lat 80. Chodziło o przejęcie wielomiliardowego amerykańskiego rynku konsumpcji kokainy. A że konkurencja dla bandziorów oznaczała mordowanie przeciwników, więc Kolumbia po raz kolejny pogrążyła się w morzu krwi, bo państwo zupełnie sobie nie radziło z zalewem przemocy.
Bardzo ciekawy jest opis zawładnięcia przez kartele instytucji państwa poprzez zabijanie, porywanie lub korumpowanie jego funkcjonariuszy. Doszło do tego, że kartel z Cali wybrał sobie prezydenta kraju, sowicie finansując kampanię preferowanego kandydata. Jedynym czego bali się bossowie, była ekstradycja do USA; tam nie mogli nic zdziałać. Więc poprzez morderstwa, porwania i łapówki doprowadzili do zmiany kolumbijskiego prawa, aby ekstradycja nie była możliwa. Dopiero wtedy Pablo Escobar łaskawie zgodził się pójść (za drobne przestępstwa) do kolumbijskiego więzienia, ale do takiego, które sam wybudował i kontrolował. Absurd rodem z Mrożka...
A złapać bossa kartelu z Cali przy pomocy bohatera książki, byli w stanie jedynie Amerykanie (za pozwoleniem Kolumbijczyków), lokalne służby były bowiem tak skorumpowane i infiltrowane, że bandyci wiedzieli z wyprzedzeniem o każdym planowanym ataku. Dopiero gdy państwo kolumbijskie zawiesiło po raz kolejny swoją suwerenność i pozwoliło na ekstradycję do Stanów narkotykowych bossów (obywateli Kolumbii!), można było zniszczyć złowrogi kartel z Cali.
Książka jest rzetelnie napisana i dobrze udokumentowana, czyta się ją czasami jak dobrą powieść sensacyjną, przypominają się też seriale o narkobiznesie. Jedyny mój zarzut dla autora, to zbytnie zawierzenie relacji głównego bohatera, który nieudolnie usiłuje się wybielać. Przedstawia bowiem siebie jako uczciwego człowieka: chciał tylko wykonywać prace techniczne dla kartelu, ale wbrew swojej woli coraz bardziej był zamieszany w przestępcze interesy. Trudno uwierzyć w tę historię, czyżby gość myślał, że pracując w szambie się nie ubabra?