Z pewnością każdy z nas miał w życiu sytuację, gdy wolałby, żeby nigdy ona nie zaistniała. Gafy, błędy, potknięcia zdarzają się każdemu, ale chyba nikt nie miał ich tyle, co bohaterka książki pt.: „Oops!”
Pola Strzyżewska ma szczęście do wpadania w kłopoty i to najczęściej na własne życzenie. Poznajemy ją w momencie, gdy właśnie zbiera konsekwencje swoich ostatnich decyzji. Od jakiegoś czasu ma bowiem romans z Krzysztofem, szefem baru, w którym pracuje jako kelnerka. Tego dnia, gdy ją poznajemy, widzi na Facebooku swoje zdjęcie z obraźliwym podpisem, a za chwilę do lokalu wpada kobieta, która okazuje się być narzeczoną kochanka Poli. Po awanturze opisanej w bardzo zabawny i ekspresyjny sposób, Pola zostaje bez pracy i wydaje się, że nie ma wyjścia i będzie musiała wrócić do znienawidzonej rodzinnej wsi o jeszcze bardziej znienawidzonej nazwie Kurze Strzelniska. Nie zamierza w niej przebywać zbyt długo, więc postanawia wyjechać do Londynu, by tam na nowo ułożyć sobie życie. Ma nadzieję, że spełnią się jej marzenia o skończeniu studiów i zdobyciu wykształcenia architekta krajobrazu. Pola, bowiem kocha rośliny, rozumie ich potrzeby i potrafi pobudzić do życia nawet pozornie uschnięty badyl. Oczywiście w Londynie nie wszystko przebiega po jej myśli, zwłaszcza, gdy na jej drodze pojawia się Adam Harvey, współwłaściciel firmy farmaceutycznej.
Na początku muszę napisać, że „Oops!" jest drugim tomem serii „A niech to szlag!”, na co wskazuje tylko charakter grafiki okładki, nawiązując wyglądem do pierwszej części. Szkoda, że nie ma ogólnej, jednej wspólnej nazwy dla tych dwóch tomów, wówczas łatwiej byłoby je skojarzyć. Oczywiście, gdy sięgałam po „Oops”, nie miałam o tym pojęcia, bo nie ma ŻADNEJ informacji na okładce. Wprawdzie jest to osobna historia poprowadzona od początku do końca, ale czasami pojawiają się nawiązania do wcześniejszych zdarzeń. Pola w pewnym momencie poznaje Joannę, bohaterkę „A niech to szlag!”, a dzięki temu dowiadujemy się jak jej ułożyło się życie z bratem Adama, Timothym.
I tu ponownie apel o zamieszczanie na okładkach informacji, że dana powieść jest elementem jakiejś serii!Pani Monika Cieluch jest jedną z moich ulubionych pisarek, odkąd przeczytałam jej debiutancką książkę
„Niepokorna”, a po niej wzruszyła mnie historią
„Pod skrzydłami żurawi", ujęła dwoma kolejnymi opowieściami:
„Na zawsze i na wieczność" i
„Miłość szeptem mówiona". Mając za sobą tak wciągające i naładowane emocjami powieści, bez zastanawiania się sięgnęłam po jej najnowszą książkę pt.: „Oops!”, która charakterem odbiega znacznie od dotychczasowych historii, jakie autorka napisała. Tym razem stworzyła romantyczną komedię pomyłek, w której nie brakuje też trudniejszych tematów. Niektóre sytuacje można było przewidzieć, ale na zasadzie, że za chwilę z pewnością coś pójdzie nie tak.
Bohaterka to chodząca katastrofa, gdyż ma skłonność do robienia z prostych spraw skomplikowane sytuacje. Następują one najczęściej przez jej głupotę, nieuwagę, niewiedzę, czy niezrozumienie tego, co mówi druga osoba. To nadaje fabule beztroskiego, lekkiego nieprzewidywalnego charakteru. Autorka doskonale ujęła sposób myślenia Poli, jej ekspresyjność i charakter, więc nie ma problemów z wnikaniem w jej stany psychiczne i emocjonalne. Podobnie jest z Adamem, który w przeciwieństwie do brata, nie zamierza się ustatkować i zakładać rodziny, gdyż nie wierzy w prawdziwą miłość. Cały swój czas poświęca firmie i korzystaniu z życia, bez angażowania się w jakiekolwiek zobowiązania uczuciowe. I nie zamierza nic zmieniać w swoim poukładanym, spokojnym życiu. Nie przewidział jednak, że w chwili, gdy pojawia się w firmie Pola, to wraz z nią przetoczy się istny huragan, który zmiata wszystko, co było do tej pory stabilne i zaplanowane.
Powieść o krótkim i jakże trafnym tytule „Oops!” to wciągający romans, w którym nie brakuje powodów do śmiechu, ale też refleksji, a jednocześnie lekka opowieść, przy której można spędzić miło czas dobrze się przy tym bawiąc. Tytuł jest jak najbardziej trafny, gdyż Pola popełnia tak często różne gafy, że za każdym razem chce się to skomentować krótkim „oops!” Ilość tego rodzaju przypadków wciąż się mnoży i gdy wydaje się, że w końcu wszystko zaczyna się układać, znowu Pola wpada w kłopoty. Autorka zwraca przy tym uwagę na relacje międzyludzkie, zwłaszcza rodzinne. Pokazuje, że w trudnych sytuacjach rodzina, nawet ta, której się wstydzimy, potrafi być wsparciem, a miłość wkracza nie raz w życie niczym orkan, by pokazać, że zawsze pojawiają się, gdy przychodzi na nią czas.
I na koniec moja rada wynikająca z przeczytanej historii: dla kobiet, które lubią nosić martensy – warto od czasu do czasu poćwiczyć chodzenie w szpilkach, a przynajmniej na wysokich słupkach, bo nigdy nie wiadomo, kiedy taka umiejętność może się przydać.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy wydawnictwem AMARE