Po książkę Nasz Świdermajer pani Hanny Litwin sięgnąłem z uwagi na to, że z tych okolic pochodzi moja małżonka. Otwock, Michalin, Falenica, Józefów, czy Świder jest mi znany z odwiedzin jej rodziny. Dzięki temu mogłem widzieć bardzo ładne, drewniane domki, które przyciągały uwagę. Zanim jednak o domkach, warto kilka słów poświęcić autorce tej niesamowitej opowieści.
Hanna Litwin to kobieta-obieżyświat. Mieszkała w wielu krajach na świecie, w tym Kanadzie, Włoszech, Francji, Rosji, Ukrainie czy Białorusi. Specjalizuje się w publicystyce historycznej, a jej teksty były publikowane w prasie ogólnopolskiej, a także ukraińskiej. Jednak ze Świdrem jest bardzo związana, na pewno emocjonalnie i rodzinnie.
Spójrzmy na okładkę. Na niej mamy przepiękny drewniany, zielony domek z werandkami, wieżą, wieloma oknami. Sam dom otoczony jest sosnami, nadając miejscu niepowtarzalny urok. Ten domek ma swoją nazwę, to świdermajer.
Co to jest właściwie świdermajer, zapyta wielu z Was? Tą nazwą określano drewnianą architekturę letniskową, która powstawała na przełomie XIX i XX wieku wzdłuż Kolei Nadwiślańskiej, zwaną także linią otwocką. Taki styl stworzył Michał Elwiro Andriolli, polski rysownik, ilustrator oraz malarz, który tworzył w epoce romantyzmu.
Świdermajer, o którym mowa na kartach książki powstał za sprawą Włodzimierza Polańskiego, rosyjskiego arystokraty, carskiego oficera. Dom ten został wybudowany dla jego żony, Polki, Leokadii z domu Włodarskiej.
I tutaj muszę połączyć pewne sprawy! Autorka tej niesamowicie interesującej lektury jest prawnuczką wspomnianych Leokadii i Włodzimierza. To znakomita dawka historii Polski, ponad sto lat wzlotów i upadków naszego kraju, przez zabory, pierwszą wojnę światową, czasy Cudu nad Wisłą, drugiej wojny światowej i lata powojenne pod jarzmem Związku Radzieckiego. Ten dom przeżył to wszystko i za sprawą pani Hanny możemy poznać niebanalną historię rodziny.
W stu dziesięciu opowieściach, chronologicznie, śledzimy losy niezłomnej Polki i jej rosyjskiego męża. Poznajemy tragiczne losy rodziny, ich znajomych, „przeżyjemy” razem z nimi Auschwitz. Będziemy się wzruszać, będziemy podziwiać dzielną kobietę i jej potomków aż do czasów współczesnych. Historię ubarwiają czarno-białe fotografie, niektóre jeszcze z około 1900 roku!
Rodzinne perypetie Leokadii to magiczna opowieść. To historia, która wciąga czytelnika od pierwszych stron. Miałem wrażenie, że jestem naocznym obserwatorem, tego co dzieje się w świdermajerze, a także przeżywałem losy Leokadii, będąc przy niej w różnych częściach świata. Nie powiem, że łzy nie zakręciły mi się w oczach. Szczególnie w końcówce książki, gdy nie chciałem, by świdermajer został opuszczony, oddany na pastwę czasu, bądź sprzedany obcym ludziom. Czułem się, że jestem cząstką tej rodziny.
Pani Hanno. Dziękuję za historię, która bardzo mnie poruszyła, która przypomniała ważne losy historii nie tylko naszej ojczyzny. Chciałbym stanąć kiedyś w Świdrze przed Drewniakiem. Może uda mi się tam trafić?
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl