Czy macie miejsce, które łączy Waszą rodzinę? Miejsce, które spaja pokolenia? Przestrzeń, gdy o niej pomyślisz, wywołuje uśmiech na twarzy, spokój i poczucie bezpieczeństwa?
Takim miejscem dla wielu osób jest dom rodzinny. To nie tylko budynek, ale także ciepłe wspomnienia, teren który dawał pole do popisu dziecięcej wyobraźni, miejsce zabaw, igraszek, rodzinnych spotkań. Teren rozmów, wspominek... śmiechu i łez, które tak bardzo łączą rodziny.
Do takiego wyjątkowego miejsca zaprosiła nas na kartach swej powieści Hanna Litwin. Autorka wielu artykułów dotyczących Polaków i ich wpływu na historię krajów europejskich, publicystka historyczna pokazała nam XX wieczną Europę z perspektywy swego domu rodzinnego oraz swych przodków. Bo to na tle rodzinnych wydarzeń i relacji ukazane są zmiany jakie zachodziły na naszym kontynencie. To w opowiadane losy Leokadii, prababci autorki, wplatane są wątki historyczne, które większość z nas poznawała w szkole na lekcjach historii.
Tu na tle zawiłej historii Polski (oraz carskiej Rosji) poznajemy Leokadię i jej męża Włodzimierza - w tamtym okresie czasu wrogiego nam żołnierza. Związek młodej Polki i starszego od niej rosyjskiego arystokraty ukazuje nam nie tylko mezalians klasowy ale i, w obu przypadkach, zdradę rodziny i kraju. Tych dwoje mimo przeciwności losu decyduje się być razem, zbudować wspólny dom i własną rodzinę. To ich losy stały się początkiem ciekawej historii rodziny.
Nie znam się na architekturze. Nie będę udawać eksperta w tej dziedzinie. Ale potrafię rozpoznać świdermajera. Ze względu na jego drewnianą konstrukcję, werandy i balkoniki, urocze wieżyczki i okna, które wpuszczają do wewnątrz masę słonecznego światła. Te budynki letniskowe powstawały w okolicach rzeki Świder - stąd nazwa stylu architektonicznego (styl nadświdrzański). Ale samą żartobliwą nazwę świdermajer wymyślił Konstanty Ildefons Gałczyński - pojawiła się w jego wiersz i jest odniesieniem do stylu w wystroju wnętrz pojawiającym się w XIX Niemczech i Austrii.
Sama książka zaś bardzo swa konstrukcją przypomina mi małe arcydzieło literatury dziecięcej "Dom" J. Patricka Lewis'a i Roberto Innocenti'ego. Tu też mamy sto lat przemian XX wieku ukazanych przez pryzmat budynku i jego mieszkańców. Autorzy obu tych książek zaburzają kopernikowski system świata i powracają do heliocentryzmu umieszczając w centrum wszechświata dom i ludzi z nim związanych.
Okładka publikacji przedstawia tytułowy dom w stylu świdermajer - piękny drewniany budynek, który zaprasza by poznać go bliżej. Sama treść książki, mimo że tak bogato przepełniona wątkami historycznymi, jest lekka i łatwa w czytaniu. Autorka wykonała dużo pracy zbierając i gromadząc dokumenty oraz fotografie rodzinne, historie które były opowiadane z pokolenia na pokolenie. A wszystko to, by ukazać nam tak ważne losy kraju i własnej rodziny. Jej opowieść jest ponadczasowa, przepełniona wartościami rodzinnymi, ale i szacunkiem do kraju i przeszłości.
Wydawnictwo Księży Młyn jak zwykle wypuściło na rynek książkowy świetnie dopracowaną publikację, która porywa od pierwszej strony.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl