Czytałem książkę Leszczyńskiego długo, bo to dzieło opasłe i wymagające uważnej lektury. Celem autora było przedstawienie historii Polski z punktu widzenia słabych, wyzyskiwanych i pozbawionych praw, dodajmy, że głos słabych przez wieki był mało słyszalny, bo źródła głównie: „zostały wytworzone przez elity i przedstawiają wydarzenia z jej perspektywy.”
Nie sposób tu omówić wszystkich wątków z tego przebogatego dzieła, napiszę tylko o tych, które mnie szczególnie poruszyły. I tak w wiekach XV-XVIII obserwujemy rosnącą władzę szlachty nad chłopami, pod koniec była to władza absolutna, chłop nie miał żadnych praw, pan był jego sędzią bez prawa odwołania się, mógł go bezkarnie zabić i oczywiście niemiłosiernie wyzyskiwać, zaś ogólnym zaleceniem dla poddanych było bezwzględne posłuszeństwo, które: „wymuszano biciem: bili wszyscy, urzędnicy i plenipotenci pańscy. Bili księża swoich chłopskich parafian.” Uderza w tej historii absencja instytucji państwowych, mogących chronić chłopów, ale państwo de facto w I RP nie istniało.
Z drugiej strony w wiekach XV-XVIII notowano zerowy lub wręcz ujemny wzrost gospodarczy, zaś podstawowy konflikt społeczny dotyczył podziału wyprodukowanego produktu (głównie żywności). Cały wysiłek szlachty, stanowiącej 10% społeczeństwa, szedł zatem w kierunku zachapania jak największego kawałka tego tortu. W tym celu stale umacniała władzę polityczną i ekonomiczną nad chłopami (pańszczyzna, inne powinności) i innymi klasami. Jeśli zaś chodzi o pozostałe 90% procent społeczeństwa, to większość żyła na granicy biologicznego przetrwania.
Co ciekawe i smutne, zmianę tego stanu rzeczy zainicjowali dopiero zaborcy i Napoleon, ten ostatni przyznał chłopom w Księstwie Warszawskim w 1807 r. wolność osobistą – wzbudziło to u szlachty olbrzymie protesty i niezadowolenie. Podobnie reagowały polskie elity na uwłaszczenie chłopów przez zaborców – opierały się energicznie wszelkim zmianom prawnym czy politycznym, uznając status quo za najlepszy istniejący system. Nie dziwi więc, że do końca wieku XIX świadomość narodowa chłopów była niska lub żadna – utożsamiali Polskę ze znienawidzonym systemem pańszczyzny i podległości: „Jeszcze w 1848 r. chłopi galicyjscy słali do parlamentu w Wiedniu petycje z prośbami o ograniczenie autonomii Galicji. „Obawiamy się rządów polskich, bo by nic dobrego nie było” – pisali.”
Bardzo ciekawie pisze Leszczyński o ciągłości i zmianie tego systemu w ostatnich dwóch stuleciach, ale dla mnie najważniejsze były wywody o pierwszej Rzeczypospolitej.
W czasie lektury miałem narastające wrażenie czytania o dwóch narodach, dwóch światach, które dzieliła przepaść ekonomiczna, mentalna i jaka tam jeszcze. Oczywiście te dwa światy były mocno związane ze sobą, bo jedni bili i niemiłosiernie wyzyskiwali drugich, a drudzy pracowali nad siły dla pierwszych. Ale poza tym obie te grupy były bardzo, bardzo różne, jakby pochodziły z innych kontynentów.
Ma książka swoje słabości, ale nie zasługuje na bardzo ostrą, często niemerytoryczną, emocjonalną krytykę, której się sporo naczytałem, no cóż, włożył autor kij w mrowisko, ale to dobrze. To ważna pozycja, w każdym razie zmieniła mój sposób patrzenia na historię Polski. Już się pojawiają kolejne książki opowiadające dzieje naszej ojczyzny z punktu widzenia słabych, bardzo się z tego cieszę, bo ta narracja, kompletnie dotychczas nieistniejąca w świadomości społecznej, jest tak samo ważna jak historia elit, która dotychczas tak bardzo dominowała.