Anioły, demony, elfy, krasnoludy i wiele innych stworzeń, czy to aby na pewno dobre połączenie ?
Tom pierwszy pod tytułem "Śmierć żyje", zapowiada serię "Dusze z ciemności i światła". Minęło sporo czasu, odkąd miałam okazję przeczytać książkę z aniołami i demonami w roli głównej. I to jeszcze urozmaiconą przy okazji, tak niezwykłymi rasami wspomnianymi przeze mnie wcześniej. Względem tego zacierałam dłonie z ekscytacji, kiedy zabierałam się za czytanie tej książki.
Świat Derre to niezwykłe miejsce, które szczyci się przede wszystkim równowagą i pokojem, jaki panuje wśród jego mieszkańców. Wszystko, jednak co dobrego i piękne trwa do czasu. Albowiem nad światem Derre zawisły ciemne chmury, zwiastujące pierwszych najeźdźców i nieuniknione konsekwencje ich przybycia. Tenebris, jako jedno z wielu jej podobnych odczuwa skutki poniekąd zakończonej bitwy z aniołami i demonami sprzed lat. Dlatego też, kiedy przyjdzie się jej zmierzyć z niemniej już historycznymi postaciami to, po jakiej stronie stanie. Skoro jedna z najbliższych jej osób, stoi na przeciwnym krańcu drogi, jaki ona obrała. Która ze stron szczerze chce uratować Derre i nie doprowadzić do jej niechybnej zguby? Anioły czy demony ? Komu można w pełni zaufać ? Tyle pytań mnoży się, podczas czytania tej książki.
Książka na początku zapowiadała się wyśmienicie, stopniowo poznawałam świat Derre oraz jego mieszkańców. Z każdą przerzuconą stroną zaczęłam się jednoczyć z fabułą i nowo poznanymi postaciami, które odgrywały zazwyczaj ważną rolę do postępującej akcji. W żadnym najmniejszym stopniu, nie przeszkadzały mi opisy miejsc oraz nowych sytuacji, w których znaleźli się wytyczeni bohaterowie. W związku z tym, co poszło nie tak, że czytałam pierwszy tom ponad dziesięć dni. Ledwo dotrwawszy do końca ? Nadal tego nie pojmuje, chociaż przez ten krótki czas. Po odłożeniu książki na półkę. Udało mi się wyciągnąć dwa wnioski, które miały wpływ na płynność czytania. Między innymi mówię tutaj o zachowaniu i słownictwie, jakim posługiwali się nasi bohaterowie. Żadnego z nich, oprócz mrocznego Żniwiarza i pewnej anielicy, nie obdarzyłam głęboką sympatią. To jedyna dwójka bohaterów, którą dobrze zapamiętałam.
Reszta wywołuje u mnie mieszane uczucia, ich wypowiedzi i postępowanie, często przeczyły piastowanym przez nich stanowiskom. Przez co często mnie irytowali, ponieważ bardziej można było ich zaliczyć do bandy zbuntowanych nastolatków, niż do dorosłych z trudną przeszłością i ważną misją do wykonania.
Jeżeli chodzi o język, to spodziewałam się zupełnie innego, a mianowicie bardziej odpowiadającego epoce... No, ale cóż nie można mieć wszystkiego. Jednak w dużym stopniu rekompensują mi to, niektóre dialogi bohaterów, przez które niejednokrotnie na samo wspomnienie będę śmiać się do rozpuku.
Moja ocena 7/10 Mimo tego, że czytanie tomu pierwszego "Śmierć żyje" sprawiło mi więcej problemów, niż się spodziewałam. To i tak zaliczam go do oddziału "fantastyki bliższej mojemu sercu" z pewnością na korzyść oceny książki. Podziałał element zaskoczenia, który znalazłam na samym końcu książki. Gdyby nie fotel z pewnością, ktoś zbierałby mnie z podłogi. To było mistrzowskie posunięcie ze strony autora.
Polecam samemu przekonać się na własnej skórze.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Klubu Recenzenta nakanapie.pl; za co bardzo dziękuję !