W pierwszej kolejności moją uwagę przyciągnął tytuł. Przewrotny i tajemniczy, nie zdradzający zbyt wiele. Następnie przepiękna okładka i niespotykane wydanie książki. Pojedyncze słowa na jednej kartce, ilustracje w środku, kolorowa przypowieść dla dzieci na początku, rozdziały zatytułowane pierwszymi zdaniami, urywki perskie wplecione w historię. Odwróciłam książkę, przeczytałam jej opis, nadal nie wiedziałam nic. Sięgnęłam po kilka recenzji i wszystkie, dosłownie wszystkie były pozytywne. Każdy kto ją przeczytał, chociaż nie było tych osób wiele, zachwycał się i polecał tą poetycką opowieść o kraju orientu, pewnym mężczyźnie i jego niezwykłej rodzinie.
A, że uwielbiam takie nieoczywiste, przewrotne i napisane pięknym językiem książki, sięgnęłam po nią, by poznać odpowiedź na to dziwne, tytułowe pytanie:
Moja mama, panie Elahi, zadawała sobie pytanie, dokąd odchodzą parasolki. Zawsze gdy wychodziła z domu, gubiła parasolkę. A przez całe życie nie znalazła ani jednej. Dokąd to mogą odchodzić parasolki?
I po przewróceniu ostatniej kartki, nadal tego nie wiem. Wiem za to, że była to niezwykle mądra, i wartościowa książka, o niespotykanej konstrukcji, której nie sposób czytać szybko i byle jak. Tu trzeba się zatrzymać, wziąć oddech, niektóre zdania przeczytać raz jeszcze, by zastanowić się nad ich sensem. By przyznać przed sobą, że mimo innej kultury, religii i codzienności jej bohaterów, mimo tak odległego i pod każdym względem innego kraju, przedstawiana filozofia życia jest tak bliska naszej. Bo chcemy czynić dobro i widzieć dobro, ale świat, zamieszkujący go ludzie oraz splot różnych wydarzeń, nie zawsze jest przychylny i po naszej myśli. Bo miłości odchodzą i przychodzą inne, bo chcemy żyć długo i szczęśliwie, jednak na szczęśliwie czasami możemy czekać długo, nawet wieczność. Bo nic nie jest w życiu pewne i na stałe, a próżność gubi, prowadząc do tragedii, których mimo wszystko żałujemy po czasie. Bo to co robimy i mówimy i to kim jesteśmy może mieć duży wpływ na innych i zaważyć na cudzym życiu.
Wcześniej sądziłam, że nasze wspomnienia są stworzone z rzeczy, które przeżyliśmy, ale nie. Bolą nas wspomnienia tego czego nie przeżyliśmy.
W książce akcja krąży wokół Fazala Elahiego- męża, ojca, producenta dywanów. Człowieka, który jest wielki, chcąc być małym. Chodzi więc z głową w dół, próbując być niewidocznym dla świata. Za to jego żona, wręcz przeciwnie, przyciąga uwagę wszystkich, swoim odważnym jak na kobietę w tamtym kraju zachowaniem. Każda postać, z którą się tu spotykamy ma niezwykłe cechy i zdolności, które są metaforą i znaczeniem jego życia. Dziecko, które marzy by latać jak samolot i inne dziecko, które tworzy ptaki za sobą, w ustach mając cały wszechświat. Niemy poeta, który dłońmi wyczarowuje wiersze, próżna, pozbawiona skrupułów Amina, chcąca poślubić mężczyznę o niebieskich oczach i Generał- uosobienie zła, który połknął czereśnie. Chrześcijanie, Muzułmanie, Hindusi, ludzie o swoich własnych religiach i przekonaniach, którzy mimo różnic, żyją obok siebie. Losy ich wszystkich przenikają się, tworząc wspólną rzeczywistość, a ta nie raz naznaczona będzie bólem, stratą i ogromnym smutkiem.
A wszystko zaczyna się od zniknięcia Bibi, żony głównego bohatera. I pytania: czy istnieje jakiś sposób na pocieszenie człowieka tracącego w życiu osobę, którą kochał najbardziej?
Patrzył na szachownicę, jak się patrzy na życie, pełne białych i czarnych kwadratów, bo tak żyjemy, przeskakując z czarnych na białe i na odwrót.
Z tą książką jest taka dziwna sprawa, że zawsze gdy chcę ją komuś polecić, mam problem w jakie słowa ubrać to, o czym tak naprawdę jest. I jak to zrobić, by czytelnika zaintrygować i sprawić by sięgnął właśnie po nią. Za każdym razem albo zdradzę zbyt wiele, albo zbyt mało. Bo ta książka to nagromadzenie różnych wątków, które kończą się, przechodząc w kolejne. To kilka książek w książce i pojedyncze opowieści niosące własne przesłanie. Ta książka nie jest podobna do żadnej innej, a przynajmniej ja niczego podobnego nie czytałam. Jest zbiorem mądrości, ukrytych prawd o ludzkich czynach, fragmentem życia, które chciałoby się czytać i czytać i zakreślać niektóre cytaty, wracając do nich po czasie. Ta książka wywołuje emocje. Wzrusza, szokuje i sprawia, że zaczynamy zastanawiać się nad życiem, które jest jak dywan. Tkane różnymi nićmi, o różnych barwach, odcieniach i długościach. Pełne splotów tworzących przeróżne wzory, które sami sobie wybieramy. I które później tak łatwo depczemy.
Jesteśmy psami biegnącymi za własnym ogonem, wiecznie szukamy, z dala od samych siebie, czegoś, co taszczymy na plecach. Sens życia jest jak ta zabawa, w którą bawią się idioci w każdym miejscu pracy. Polega na przylepianiu kartki na plecach kolegi z wypisaną jakąś obelgą. Oto życie, kartka przyklejona na plecach. Chodzimy, robiąc figury, wypytujemy, z czego to się wszyscy śmieją, a tajemnica jest przyklejona do naszych pleców.
To sześciuset stronicowa baśń i przypowieść dla dorosłych, która na początku może odstraszyć swoją grubością, ale już po chwili tak wciągnąć, że żałować będziemy gdy dobrniemy do końca. A jej koniec rozwali nas na kawałki i nie zostawi obojętnym. Długo będziemy tworzyć własne scenariusze ostatnich zdarzeń. Odtwarzać w głowie możliwe zakończenia. Składać z malutkich fragmentów świat rozsypany w powieści. I szukać między wierszami zagubionych parasolek.