Tą drogą
Nikt nie idzie,
Tego dzisiejszego wieczoru
Składamy się z chwil. Z krótkich momentów szczęścia i z wielkich tragedii zatrzymujących czas. Z fragmentów codzienności, tworzących zawsze jakieś dzisiaj. Z porozsypywanych wspomnień, wpisanych w naszą pamięć. Zapach, smak, miejsce, twarz, głos, człowiek. Przeszłość zawsze wraca, by przypomnieć o sobie w codzienności. I jak w tej historii uderza w nas znikąd, nie wiadomo kiedy i stawia pytania. Bo czy rzeczy tak po prostu się zdarzają?
Wksiążce Małeckiego poznajemy Olgę i jej samotność w wielkim mieście, Igora, który miał brata, ale zeżarła go Japonia, Marzenę zbierającą fontanny i Mężczyznę Uporczywie Oglądającego Komody. Jest jeszcze Klemens, ni to dziecko, ni mężczyzna, z balonami w plecaku i marzeniami w głowie. Każdą z tych osób dotyka nieszczęście. Bo to kim jesteśmy dzisiaj, zawsze kształtuje „dawno temu”. A dawno temu Olga wykonała pewien zabieg, brat Igora wyjechał do obcego kraju, a Antonii oprócz oglądania komód, postanowił zostać pilotem. Niestety wielkie szczęścia potrafią zepsuć się po latach, w konsekwencji doprowadzając do wielkich tragedii.
Nikt nie idzie to kolejna książka Małeckiego, która zachwyca. Ubrana w proste słowa, prosta historia, tak podobnych do nas ludzi wkrada się do serc i porusza. Sprawia, że zatrzymujemy się na chwilę w tym pędzącym świecie, podglądając krótki wycinek z życia kilku żyć. Czytając tą książkę, czytamy człowieka. Nie ma tu bohaterów, przeżywających dziwne, nierealne przygody. Ta historia ma uśmiech sąsiadki mieszkającej obok i twarz przechodnia, którego minęliśmy w parku; głos sprzedawcy w małym sklepie i wzrok obcej osoby, stojącej za nami w długiej kolejce. To splot wydarzeń, poplątane sznurki ludzkich losów, wyborów, uczuć i niedopowiedzeń. Ciągniemy za nie, próbując dosięgnąć właściwy sznurek. Niestety czasami jest na to za późno, bo doszliśmy za daleko i już go nie dosięgniemy, czasami pociągniemy nie ten, a czasami nie zrobimy nic, bojąc się zaplątać bardziej.
Przycupnięci na krawędziach swoich dawnych planów na życie, odmieniają "ja" przez wszystkie przypadki. Mnie kiedyś to. Ja jak pracowałem w. Ze mną nigdy nie było tak, że. A ja to w życiu.
Nie da się pisać o fabule tej książki, bo nie zaciekawiłaby i nie zachęciła do czytania. Fabuła nie jest tu tak istotna, największą rolę odgrywają słowa i składające się na nie zdania. Uczucia, którymi wypełnione są kartki. Styl autora, który z każdą kolejną książką zachwyca mnie bardziej. To trochę historia o Oldze i Klemensie, trochę o Oldze i Igorze, a trochę o Marzenie i Antonim. Trochę, bo najbardziej jest to historia o miłości, o dzieciństwie, o stracie, o wielkich marzeniach, przegapionych szansach, ludzkich niedoskonałościach i sensach, których nieustannie szukamy w życiu. Bohaterowie mogą tu przybrać każde imię, kryjąc się w obcych twarzach bezimiennych osób, które codziennie mijamy w drodze „do”. Żyją oni życiem tak podobnym do innych zwyczajnych, prostych żyć. A nikt o codzienności nie potrafi pisać tak jak Małecki.
Bo nasze życie to nieustanne wybory i ciągłe myśli "co by było gdyby", to szczęścia splątane smutkiem i smutki z przebłyskami szczęścia. To "nie mogę i nie potrafię" i "tak bardzo chcę". To upalny lipiec, zaklęty w dziecięcym śmiechu i kolorowe liście opadające w październiku. Życie to praca- dom, praca- dom, praca- dom i to wieczne "jak mi się nie chce". Życie to też czasem oglądanie komody i kolekcjonowanie fontann w albumie. To czytanie wierszy i marzenia o tym, by wzbić się w powietrze, przyglądając się światu znad chmur. To błędy młodości uczepione nas na zawsze. I perspektywy, które różnią się w zależności od tego kto patrzy, więc nie ma jedynej słusznej.
Wyobraziła sobie siebie w wieku osiemdziesięciu, dziewięćdziesięciu lat, wyobraziła sobie jak coraz słabszym wzrokiem obserwuje kolejne znikające możliwości (…). Wszystko w życiu tamtej powolnej, coraz bardziej wystraszonej kobiety zależało od tego co zrobi teraz ona, trzydziestodwuletnia Olga Lipska, stojąca na trawniku w Chrcynnie.
W końcu życie to uciekające lata i czas, który nigdy nie zmienia kierunku. To ta książka, która raz przeczytana zostanie w nas na długo. Nie jej bohaterowie, nie zdarzenia, lecz słowa i to dziwne nieopisane uczucie, że to przecież o nas.
Tak to już po prostu jest, takie rzeczy po prostu się zdarzają.
A ja bym chciała by takie książki zdarzały się częściej.