Okładka była dla mnie bardzo myląca, chociaż powieść opowiada o sile kobiet. Autorka, Kolumbijka , jest jedną z ważniejszych pisarek południowoamerykańskich. Opowiada historię maleńkiej wyspy, a właściwie atolu, na Oceanie Spokojnym, od najbliższego lądu (portu w Meksyku) oddalonej o 945 kilometrów. Ferdynand Magellan nazwał ją Wyspa Cierpienia. Nazwano ją później od przezwiska sławnego angielskiego korsarza, Wyspą Clipperton. Wyspa poza krótkim okresem opisanym w książce jest bezludna. O tą wyspę jednak toczył się spór między Meksykiem i Francją. Na tą wyspę, aby potwierdzić swoją dominację, w 1908 roku , władze Meksyku wysyłają 12 żołnierzy wraz z rodzinami aby tam zamieszkali. Dowódcą jej został kapitan Ramona Arnauda Vignona. Przybywa tam wraz z świeżo poślubioną Alicią Rovirą. Właściwie to jest jej historia.
Autorka prowadzi powieść dwutorowo. Pragnie aby to był rodzaj dokumentu, a więc poszukuje ludzi ocalałych w wyspy i ich potomków, ale też dokumentów, listów pragnąć dowiedzieć się co się tam zdarzyło. Na końcu książki mamy sporą bibliografię. Drugim nurtem jest opowieść samych mieszkańców wyspy i ich historia. Prawda miesza się z fikcją i nie sposób jej rozdzielić. Przybywają na wyspę w 1908 roku, wraz z całą żywnością i olbrzymią ilością ziemi, aby użyźnić ten kawałek lądy. Jest to skalista wyspa pokryta guanem na której królują kraby i głuptaki . Znajduje się na niej 13 palm, zresztą zasadzonych. Oprócz żołnierzy przybywa tam przedstawiciel handlowy z Anglii zajmujący się pozyskiwanie guana. Co pewien czas przybija angielski statek i zabiera guano. Mieszkający tam ludzie są zdani na statki, która dostarcza im niezbędną żywność. Jest to na początku na poły rajska wyspa. Jednak po przejściu huraganu ich świat się kompletnie zmienia. Meksyk targany wojnami wewnętrznymi, a później wojną światową kompletnie zapomina o tej wyspie, chociaż krewni ciągle upominali się o wyprawę ratunkową. W lipcu 1917 roku przepływający angielski statek zabiera z wyspy grupkę kobiet z dziećmi, którymi kieruje Alicja .Autorka opowiada historię tej garstki ludzi, historię cierpienia, ale też szczęścia, radości i bólu. Historia kolejnych narodzin, ale też bezsensownych śmierci. Opowiada o człowieku przeciwstawiającym się żywiołom, o jego sile, słabościach i motywacji do działania. Jest to przede wszystkim hołd złożony kobietom, do czego są zdolne w obronie własnych dzieci. Można by tą historię nazwać tragiczną. Jednak Alice, gdy odpływają statkiem od tej niegościnnej wyspy, mówi, że zaczyna tęsknić. Ciekawa jest rozmowa z kapitanem:
„-Proszę mi powiedzieć, pani Arnaud, te dziesięć lat, czy to było piekło?
Zastanowiła się, położyła na szali złe i dobre dni i odparła uczciwie:
- Jakoś dało się znieść. Dziękuję, kapitanie.”
Jest to bardzo dobra powieść, którą czyta się z zapartym tchem.
PS. Oddam w dobre ręce.