Autorka Sekretów Lilly jest moją koleżanką. Swoją książkę przedstawiła mi jako powieść z wyraźnym rysem erotycznym, ale też istotnymi wątkami psychologicznymi. Poprosiła o jej przeczytanie, chociaż uprzedzałam ją, że raczej omijam literaturę współczesną z dopiskiem „erotyka”, a jeśli już po nią sięgam, to rzadko oceniam wysoko, bo niestety zazwyczaj z literaturą ma ona niewiele wspólnego. Z drugiej strony wiedziałam, że Joanna nie jest jedną z tych pisaczek – erotyczek, co to nie mają odwagi nazwać się po polsku ani nawet nadać sobie imienia, tylko posługują się inicjałami i obcobrzmiącym nazwiskiem, wziętymi jeszcze często na okładce w cudzysłów. Wiedziałam też, że faktycznie od dawna interesuje się psychologią, że napisała dwie inne książki – poradnik do samodzielnej nauki języków obcych i poradnik na temat perfekcjonizmu. Byłam więc w sumie ciekawa, jak poradziła sobie z powieścią, ale nie ukrywam, że nie liczyłam na wiele.
Książka przedstawia historię 35-letniej Liliany, a więc już nie podlotka, tylko – jak można by się spodziewać – świadomej siebie kobiety z jako tako poukładanym życiem. Emocjonalnie jednak daleko jej do dojrzałości, czego powodem są zaniedbania emocjonalne z okresu dzieciństwa i wieku nastoletniego. Matka Liliany zmarła tuż po jej urodzeniu, ojciec ją odrzucił. Liliana nie zaznała ciepła rodzinnego, miłości rodzicielskiej czy choćby zainteresowania ze strony najbliższych. Nieustannie za to czuła się w obowiązku spełniać oczekiwania ojca, a te były oczywiście wygórowane. Materialnie niczego jej nie brakowało, poza tym nie miała nic.
Jak można się domyślać, oczywiście wyrosła na piękną kobietę, oczywiście mężczyźni na jej punkcie wariowali, a ona – oczywiście – będąc spragnioną uczuć, lokowała je szybko i źle. Była jedną z tych kobiet, które kochają za bardzo, a stąd już tylko krok do poważnych kłopotów: pracy w charakterze striptizerki, prawie mafijnych porachunków, gwałtu, toksycznego, wyniszczającego związku, nieplanowanej ciąży, a wreszcie – próby samobójczej. Tego wszystkiego doświadcza tytułowa Lilly.
Tyle wstępu i zarysowania fabuły. Przejdźmy do rzeczy.
Pomysł na książkę może nie jest odkrywczy, ale dobry. Konstrukcja, rozplanowanie akcji – prawie dobre, a przynajmniej od 4 rozdziału (wszystkich jest 9), kiedy to następuje wyraźne rozpisanie. Ilość zaskoczeń i zwrotów akcji w stosunku do ilości rozwiązań przewidywalnych – podobna. Doceniam autorkę przede wszystkim za podjęcie ważnego i zarazem bliskiego mi tematu: co dostajemy albo czego nie dostajemy w dzieciństwie, w domu rodzinnym. Wiadomo, że to nas wyposaża, determinuje przyszłe wybory, uczy życia. Często decyduje o tym, jak sobie w nim radzimy, jakie relacje budujemy, na co pozwalamy innym. Jeśli nie dane było ci być szczęśliwym, beztroskim dzieckiem wtedy, gdy był na to czas, prawdopodobnie będziesz tego szukać w dorosłości, niekoniecznie mądrze i gdy już na to nie pora. Myślę, że o tym przede wszystkim chciała opowiedzieć Joanna.
Niestety opowieść ta pozostawia wiele do życzenia pod względem warsztatu. Poważnym mankamentem wielu najnowszych powieści jest język – często ubogi, niedbały, najeżony wszelkiej maści błędami. Do tego płaski, martwy, niewyrażający niczego styl. Autorka Sekretów Lilly jakby o tym wiedziała, bo widać, że stara się ze wszystkich styl pisać jak najpoprawniej, tak bardzo się stara, że aż wychodzi to sztucznie. A błędów – np. w konstrukcji zdań czy w użyciu słownictwa – i tak nie unika. Ich ilość nie jest może zatrważająca, ale brak porządnej redakcji i korekty jednak rzuca się w oczy. Przeżycia Lilly są naprawdę dramatyczne, ale jednocześnie nie mają siły wyrazu, jaką powinny mieć – bo językowi brak naturalności, nerwu, rytmu.
Główna bohaterka jest najbardziej irytującą postacią książki. Przyznam, że w pewnym momencie nie potrafiłam zrozumieć jej zachowania czy jakoś wytłumaczyć go trudną przeszłością. Szczyty absurdu osiąga Lilly nie raz i nie dwa. Gdy tuż po tym, jak została zgwałcona, idzie do kuchni napić się melisy. Gdy jakiś czas później idzie do burdelu spędzić noc ze swoim gwałcicielem (nie pytajcie, jak do tego doszło) i jest bardzo zadowolona, gdy klienci przybytku są pod wrażeniem jej urody. Historia jej związku z toksycznym facetem to osobna i bardziej skomplikowana sprawa, tu obserwujemy jeszcze więcej niemieszczących się w głowie zachowań. Daje sobą pomiatać, pozwala się wykorzystywać i postępuje tak nieracjonalnie, że to aż niewyobrażalne… Chyba że przypomnimy sobie np. kobiety przez lata doświadczające przemocy ze strony partnerów i niepotrafiące od nich odejść. Na szczęście w końcu, pod wpływem pewnych osób i istotnych wydarzeń, Lilly zaczyna się zachowywać rozsądniej. Ale czy wystarczy jej tego rozsądku na kolejny tom (a wiem, że takowy będzie) – nie jestem przekonana. Zdecydowanie lepiej radzi sobie autorka w kreowaniu postaci męskich, a szczególnie czarnych charakterów – najgorsze kanalie w tej książce są najbardziej przekonujące.
I jeszcze kwestia erotyki. Autorka podkreślała, że najważniejsze w jej powieści są wątki psychologiczne w obszarze relacji międzyludzkich, ale zapowiadała jednocześnie, że książka jest okraszona mocnymi scenami erotycznymi. Cóż, sceny erotyczne owszem, występują. Ale nie wysadzają z butów, nie są nawet porywające. Są ledwie naszkicowane i na pewno nie robi się od nich gorąco. Ochota na erotyczne wybryki słowne chyba była, zabrakło jednak oryginalności i odwagi.
Podsumowując. Sekrety Lilly. W kleszczach przeszłości to dość prosta opowieść o nieprostych sprawach. Docenić należy pomysł – bo rzeczywiście nie jest to typowy erotyk czy romans – oraz intencje i przekaz. Jeśli jednak autorka chce osiągnąć naprawdę dobry efekt literacki, to jeszcze sporo pracy przed nią. Wszak dzisiaj każdy może napisać książkę i ją wydać – ale zapisać się dobrze w pamięci czytelników już nie każdemu się udaje.