Jaroslav Rudis, "Boże Narodzenie w Pradze", tłumacz Małgorzata Gralińska, Książkowe Klimaty, 2024
Boże Narodzenie to czas magiczny. W tym zdaniu, w tym stwierdzeniu nie ma nic odkrywczego. To, że podróż trzeba zacząć na dworcu kolejowym, również mieści się w kanonie ludzkich przekonań, przyzwyczajeń. A właśnie te dwie tezy postawił na samym początku swej opowieści „ Boże Narodzenie w Pradze” Jaroslav Rudis. Nie jest to żaden błąd. Autor wykorzystał po prostu znane od lat ( wieków?) schematy myślowe. Takim schematem myślowym jest również podróż.
Tym razem wędrujemy po zaśnieżonej czeskiej Pradze, zgodnie z tytułem w Wigilię Bożego Narodzenia. Naszym przewodnikiem jest sam Autor. Inspirując się Bohumilem Hrabalem, odwiedza gospody o zaskakujących nazwach. Spotyka w nich dziwne osobliwości. Chłopca zwanego Kavką, który jest mylony z Frantiskiem Kafką. Króla Pragi i Włoszkę z Mediolanu. Każdy z nich snuje opowieść. O karpiach w słoikach po ogórkach, o rybach, których oczyma spoglądają zmarli mieszkańcy miasta. A także o Dzieciątku, które co roku zachodzi do tej samej knajpy, a potem odjeżdża turkoczącym tramwajem. Przy okazji wędrujemy po Pradze, zawierając jeszcze bardziej osobliwe znajomości.
Proszę zauważyć że ani narrator, tym bardziej bohater, nikt nie wspomina o stole, dwunastu potrawach. Nie ma Mikołaja, ani choinki. Zamiast tego opowieść kusi delikatnym surrealizmem, poetyckością i magią ukrytą w codzienności. Codzienności świąt, ma się rozumieć.
Według filozofii Rudisa Boże Narodzenie tak naprawdę dzieje się codziennie. I jest to, proszę zauważyć, zgodne z nauką Kościoła. Pan Jezus rodzi się każdego dnia, w sercach tysięcy wierzących ludzi. Tak, tylko że ten Jezus Rudisa jest jakiś inny, niż ten znany z Ewangelii. Bardziej namacalny. Bardziej pewny. Wsiada przecież do tramwaju, i ma twarz każdego z nas. Ten z Ewangelii, tak naucza Pismo, także może być bliski ludziom, ale jest jednocześnie, poprzez czas i przestrzeń, daleki.
Rudiš unika patosu i sentymentalizmu, które tak często towarzyszą świątecznym opowieściom. „Boże Narodzenie w Pradze” jest jak kufel piwa w zimny wieczór – proste, ale głęboko satysfakcjonujące. To książka, która wywołuje ciepło, lecz nie przez cukrową idealizację, a przez szczerość. Wigilia w tej opowieści nie jest pełna rodzinnego gwaru i prezentów, lecz ciszy, refleksji i przypadkowych spotkań. Mimo to, paradoksalnie, daje więcej świątecznego ducha niż wiele klasycznych opowieści.
Styl Rudiša pozostaje prosty. Autor zgrabnie balansuje między rzeczywistością a magią – opisując codzienne momenty, które nagle stają się nośnikami głębszych znaczeń. To tylko blisko sto stron, lecz gęsto od tych dwuznaczności. Wchodzimy do jaskiń, domyślamy się drugiego dna w walizce, wypływamy na wody połączonych kanalikami ze sobą jezior.
„Boże Narodzenie w Pradze” Jaroslava Rudisa to bardzo dobra pozycja na okres koło Bożego Narodzenia, tym bardziej że w tym czasie w niektórych częściach świata pada śnieg. A on jest ważny dla opowieści czeskiego pisarza. To nieomalże kolejny bohater. Bohater pozytywny, dbający o atmosferę wokół Czytelnika.
Fabule towarzyszą ilustracje Jaromíra 99, które dopełniają literacką podróż. Są one minimalistyczne, utrzymane w stonowanej palecie i oddają klimat praskiej zimy – światła w oknach, pustych ulic i cieni przeszłości. To nie tylko ozdoba książki, ale integralna część narracji, która pozwala czytelnikowi jeszcze mocniej zanurzyć się w atmosferze opowieści.
Jaroslav Rudis sprowokował mnie do przemyśleń. A może najbliższe Boże Narodzenie spędzić w podobny sposób jak bohater „Bożego Narodzenia w Pradze’, i po jakimś czasie napisać „Boże Narodzenie w Warszawie”?
Ocena 6/6