„Album” to zbiór opowiadań Krzysztofa Maciejewskiego, wydana z serii City wydawnictwa Forma. Opowiadań jest dwadzieścia cztery. Formalnie są to miniatury literackie, zajmujące co najwyżej dwie strony. Dwie, trzy sceny, prawie fotografia. Zanim przeleci ptak, zajdzie słońce, pstrykniesz człowieku, palcami - już przeczytałeś. Niepozorność, przystępność dla każdego.
Ale to tylko pozory. Krzysztof Maciejewski proponuje abyśmy weszli w świat fantastyki przesiąknięty grozą. Krajobrazy jakich nie znajdziemy w świecie nas otaczającym. Jednak nie jest powiedziane że takie mikroświaty nie są cennymi niuansami, oprawą naszej wyobrazni. Jest takie słowo, prześladujące mnie od wielu lat. Nie tylko dlatego że jest to nazwa czasopisma literackiego. „Akant”. Tłumaczy się to słowo jako „ozdoba”. I to słowo, a właściwie już pojęcie spotykamy w „Albumie” bardzo często, tak jakby Autor przez nie chciał zrekompensować Czytelnikom czytanie lektury grozy. To jakby tłem filmu w którym płynie krew po kamerze był szum potoku. Kontrast zapewniony. Podobna antynomia występuje w „Albumie”.
Wszystkie opowiadania z „Albumu” mają wspólną cechę. Na wstępie każdego opowiadania Autor pokazuje zwyczajny dzień zwyczajnego świata. Dopiero po tym jak czytelnik zadomowi się w tym świecie, Maciejewski rozszerza krąg zapatrzenia, pokazując że i w takim zwykłym krajobrazie wydarzeń, może wydarzyć się coś ponad nasze wyobrażenie. Jakowyś obcy świat, a jednak przenikający do naszego. Dający drastyczne momenty, taki a nie inny odbiór rzeczywistości. Poszedłbym dalej: Krzysztof Maciejewski dokonuje przeglądu systemu ludzkiej świadomości. Tak, Zygmunt Freud jest ojcem chrzestnym „Albumu” Krzysztofa Maciejewskiego. Stwarza to niesamowity nastrój, nastrój który spotykamy w powieści „Frankenstein” Mary Shelley.
Sam tytuł również ma podwójne znaczenie. Po pierwsze jest to zbiór połączonych ze sobą i oprawionych pustych kart (czasami zaopatrzonych w specjalne koszulki, narożniki itip.), mający formę książki, który służy do przechowywania fotografii, pocztówek, znaczków lub reprodukcji. W albumie, obok zdjęć, czasem znajdują się także ich opisy. I taką definicję można przyjąć dla książki Krzysztofa Maciejewskiego. Każde opowiadanie to taka fotografia, która pojawia się w naszych rękach, i znika, znika w albumie. Co zobaczymy, jak zinterpretujemy to co zobaczyliśmy, to już oddzielna historia. Historia którą możemy opowiedzieć już sami sobie. Autor daje czytelnikom wolne pole do popisu. Bardzo szerokie pole.
Jednak jest jeszcze jedno znaczenie tytułu – „Album”. Album jako przechowalnia gestów dnia, migów poranka, skłonów wieczorów, odruchów wiatru, skinień rzeczy. Z tych spraw, ledwo dostrzegalnych, życie nasze się składa. W literaturze nazywamy takie ruchy – tropami. Czytając „Album” trzeba pamiętać albo wręcz uświadomić to sobie, iż znajdziemy w tych opowieściach odniesienia do literatury, muzyki, religii, i wielu innych dziedzin kultury. Mamy zatem oprócz grozy, zabawę intelektualną. Takie potraktowanie opowiadań powoduje że są one kilkupiętrowe. Nie tylko pierwotny, instynktowny strach, ale również obudowa intelektualna tego strachu. Na każdym piętrze znajdziemy coś innego, odmiennego.
Wielość obrazów, które proponuje Krzysztof Maciejewski, jest dobitnym dowodem na to, że trzymamy w rękach znakomitą książkę, która może okazać się czymś w rodzaju przepowiedni Sybilii. Inaczej mówiąc: Autor ceniąc przeszłość i teraźniejszość, pozwala na myślenie o przyszłości. Więcej: przyszłość traktuje jako nieuniknione dobro/zło ( w zależności od okoliczności), pokazuje swoją wizję jutra. Jutra które za rogiem czyli bliżej niż nam się wydaje.
Język, który stosuje Krzysztof Maciejewski jest konkretny i jednocześnie wymagający. Konkretny, bo przekazuje konkretną opowieść. Wymagający, ponieważ opowieść jest zapisana na dużą orkiestrę symfoniczną. Zauważyłem poetyckie połączenia, akanty ubarwiające język przekazu. Jakieś dzwoneczki, jakoweś trójkąty. Chociaż to krótki koncert – stron sto dziesięć, to jednak jest to niezapomniana chwila w życiu czytelnika.
Książka nominowana przez niżej podpisanego do Książki Roku.
Ocena 6/6