Totalna, całkowita, absolutna rozbieżność między tym, jakie są postacie wykreowane przez Izabelę Janiszewską, a tym, jakimi pragnęła ona je stworzyć. To jest pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy podczas lektury „Nocy kłamstw”. Tak, nie da się ukryć, że pisarka chciała, by były one bardzo charakterystyczne – by każda miała swoje cechy, uwarunkowania tego, jak postępuje, rzeczy, które ją determinują. I to tak bardzo nie wyszło, że już chyba bardziej nie wyjść nie mogło. Popatrzcie choćby na główną bohaterkę, kobietę, której oczami najczęściej widzimy świat opisywany w powieści. Jest autorką książek dla dzieci, dowiadujemy się o tym bardzo szybko i potem wiadomość jej zajęciu czasem się w tekście przewija. Ale zawsze punktowo, zawsze akurat wtedy, kiedy Janiszewska uzna, że jest jej to potrzebne (bo np. ktoś tam kojarzy ją i nawet wcześniej prosił ich wspólną znajomą o autografy dla swoich dzieci, co ma pewne znaczenie dla akcji). No, czyli w sumie sześć, siedem czy osiem razy :) Poza tymi razami totalnie nie widzimy w niej wrażliwości autorki powieści dla dzieci, podejścia do świata autorki powieści dla dzieci, no, niczego autorki powieści dla dzieci. Chodzi sobie kobieta po mieście, robi różne rzeczy i… I totalnie nie ma żadnej swojej właściwości, właśnie owego czegoś, co by ją wyróżniało.
Dla jasności: to nie jest tak, że np. mam jakieś pretensje o to, że nie dowiadujemy się niczego o procesie pisania czy o funkcjonowaniu zajmujących się wydawaniem książek spółek. To byłby miły dodatek, ale nie o tym jest ta książka, nie ma tu tego, okej, przyjmuję to do wiadomości. O całkowity brak wrażliwości charakterystycznej dla osoby tworzącej książki dla dzieci pretensje mam.
I tak jest z każdym tutaj. Czy fakt, że jej mąż jest ciepłym, umiejącym słuchać ludzi właścicielem kawiarni z tajemnicą z dzieciństwa jakoś odbija się na jego postępowaniu? Tak. Trzy czy cztery razy :) Czy to, że Sancho Pansa naszego dzielnego śledczego niedawno został w nieładny sposób porzucony przez dziewczynę i odreagowuje ten problem w dość charakterystyczny sposób ma w książce znaczenie? Owszem, trzy czy cztery razy. Podobnie zresztą ten ich stosunek mistrz – uczeń, ginie w tekście totalnie.
Ciekawe jest swoją drogą to, w jaki sposób Janiszewska informuje czytelnika, że policjant (tu, inaczej niż w wypadku głównej żeńskiej postaci pamiętam jak się nazywał, chyba po prostu imię Leon jest dość charakterystyczne :)) prowadzący sprawę będącą kanwą powieści jest super gliną. Wiedziała, że nie najlepiej zabrzmiałoby, gdyby tak po prostu poinformował nas narrator, okej. Jednocześnie jednak średnio miała pomysł, jak nam to pokazać. Wybrała więc wyjście pośrednie, każąc mu zadzwonić do innego mundurowego, który w taki właśnie sposób go na wstępie tej ich rozmowy komplementuje.
Czy muszę dodawać, że wyszło megasztucznie?
To zjawisko, tak wyraźnie zogniskowane na postaciach, przeniosło się na całą tę powieść. Widać, że autorka pisała ją z wieloma pomysłami, że „Noc kłamstw” miała być opowieścią wielowątkową, epicką i poruszającą. I to wszystko niknie, rozlewa się w tekście, jest przez ten tekst wchłaniane. Serio. Interesującym jest w tym kontekście fakt że ten najbardziej poruszający wątek (czyli historia Olgi) jest też tym w największym stopniu zepchniętym przez pisarkę na margine.
I zupełnie na serio zastanawiam się, w jakim stopniu winnym tego pochłonięcia jest pseudopoetycko-manieryczny styl, serwowany nam non stop przez autorkę. Od pierwszych stron atakują nas tu kawałki typu „Wrócił niepokój, który obłaził go teraz jak stado pająków o włochatych odnóżach” czy „Miała świadomość, że udając nieustraszoną, nieuchronnie zbliża się do krawędzi przepaści, a jednocześnie nie potrafiła przyznać, nawet przed sobą, że tamtej nocy jej psychika roztrzaskała się jak ta szyba w kotłowni”. I są one wszędzie, w całej „Nocy kłamstw”, serio. Jeszcze żeby, nie wiem, żeby to były zakończenia rozdziałów, puentujące je, to może by to się jakoś tam broniło, ale nie, ten styl jest tu wszędzie. Czy to on pochłonął pomysły Janiszewskiej i w znacznym stopniu całą snutą przez nią historię? Nie wiem. Ale jest to według mnie dość prawdopodobne.