Czy ktoś z Was interesuje się kryminałami? Myślę, że wśród naszych czytelników znajdzie się naprawdę wiele takich osób. Dlatego zakładam, że na pewno znacie ten kryminałowy schemat, gdzie jest morderstwo, detektyw lub policjant, któremu życie się popsuło, ma prawdopodobnie problemy z alkoholem i z byłą żoną. Oczywiście nie wszystkie kryminały idą tym tropem, ale jest to motyw wystarczająco często powtarzany, by mówić o takiej tendencji. W kryminałach morderstwa często są krwawe, perfekcyjne i niespodziewane, ale ostatecznie zawsze rozwiązane. A co jeśli nie zawsze tak było? Co jeśli jeszcze kilka wieków temu istniał sposób na zabicie kogoś, by nie było można tego wykryć, uniemożliwiający potwierdzenie, że śmierć nie była z przyczyn nienaturalnych? Tylko postęp medycyny i chemii pozwolił nam spojrzeć na szerszy kontekst morderców. Domyślacie się już, o czym mówię? Tak, o trucicielach.
W ostatnim czasie zafascynował mnie wątek trucizn i ich działania. Wynikało to z powtarzających się motywów w fabularnych powieściach. Jednak w pewnym momencie nie wystarczyły mi one. Pragnęłam dowiedzieć się więcej i mieć pewność, że ta wiedza jest zgodna z rzeczywistością. Stąd moja olbrzymia radość, kiedy dowiedziałam się, że na rynku wydawniczym pojawiło się wznowienie „Stulecia Trucicieli”. Jestem właśnie po przeczytaniu tej popularno-naukowej książki i niezmiernie się cieszę, że zdecydowałam się z nią zaznajomić.
Zacznę od zwrócenia uwagi na język, jakim jest napisana książka. To właśnie on przed rozpoczęciem lektury napawał mnie pewnymi obawami. Kto wie, jak bardzo specjalistyczny będzie? I tak, bez wątpienia czuć pewną dozę naukowości i takiegoż wywodu. Niemniej jest to język, którego trudność nie wynika bezpośrednio z nieznanych laikowi słów, czy po prostu ciężkiego stylu autorki. „Stulecie Trucicieli” po prostu potrzebuje olbrzymiego skupienia na przedstawionych treściach, ponieważ to trudny temat. Zarazem pisarka zadbała o to, by czytelnik mimo tej małej trudności nie czuł się zniechęcony czy zbyt zmęczony lekturą książki. Przykłady, które wybrała od pierwszych stron fascynują i sprawiają, że pragnie się czytać dalej.
Na stronach „Stulecia Trucicieli” możemy znaleźć chronologiczne opisy różnych spraw sądowych związanych z oskarżeniem o usiłowanie zabicia człowieka za pomocą trucizny. Wśród tych spraw są umieszczone zgrabnie opisy postępu medycyny i toksykologii. Wszystko spójnie się przeplata, pozwalając zrozumieć, że w danym czasie niewiedziona jeszcze, w jaki sposób rozpoznać otrucie konkretną trucizną, natomiast przykładowo za dziesięć lat było już to możliwe i wiarygodne. Dawało to pełnowymiarowy obraz postępowania sądu w tych sprawach, działania lekarzy, aptekarzy i chemików oraz kontekstu historycznego. Dla mnie najciekawszą sprawą, która rozpoczyna książkę, jest sprawa Elizy Fenning. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam, a miałam okazję w powieści fabularnej poznać jej osobę i tak – była ona związana z truciem. Jednakże jak się dowiedziałam, oryginalna historia jest całkowicie inna i przez lata niesie za sobą echo, by odnaleźć jej wątki nawet u tak wybitnego pisarza, jakim był Dickens.
Jednak chciałabym Was ostrzec, że zainteresowanie tematyką trucizn nie jest wystarczające, by zdecydować się na lekturę tej książki. Czemu? Sama autorka ostrzega we wstępie, że nie chciała wprowadzać zbyt wielu obrzydliwych scen, lecz są tematy, gdzie muszą się pojawić, by całość zjawiska była odpowiednio zrozumiała. Dlatego zwracam uwagę na to, że to pozycja dla osób, które radzą sobie z opisami dolegliwości, gdzie pojawiają się opisy wymiotów, wyglądu żołądka i podobnych rzeczy. Duże wrażenie, a mam tu na myśli, że czuję się mocno poruszona i oburzona, wywołały we mnie opisy eksperymentów. Niestety początkowo eksperymentowano na zwierzętach, w szczególności kotach i psach. To są naprawdę mocne sceny.
W całości cenię również rozbudowaną bibliografię, przypisy i słowniczek na końcu. Sam fakt ich istnienia daje poczucie rzetelności, a ponieważ jestem troszkę przewrażliwiona na ten temat, to przyjrzałam się im dokładniej. Na moje oko laika od trucizn wygląda to wiarygodnie. Oczywiście do wielu dzieł, na podstawie których autorka pisała tę książkę, nie da się dotrzeć na zawołanie. Myślę, że tutaj biblioteki mogą pomóc, choć niekoniecznie polskie. Jednak są też pozycje, które wystarczy po prostu wpisać w wyszukiwarkę. Kto pragnie pogłębić swoją wiedzę, albo po prostu sprawdzić rzetelność książki, może to zrobić bez przeszkód.
„Stulecie Trucicieli” jest pozycją fascynującą i dającą możliwość poznania mrocznej strony historii ludzkości. Zarazem to też niezwykły obraz postępu medycyny, chemii i również w niektórych przypadkach prawa. Nie wiem, jak tę książkę odbiorą znawcy, lecz jeśli jesteście tak samo jak ja początkującymi czytelnikami w tym temacie, to jest ona niezwykłym i bardzo wartościowym zbiorem treści.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl