"Stulecie trucicieli" to nie bajka na dobranoc. Jak napisała sama Linda Stratmann "Zaczęłam od narodzin nowoczesnej toksykologii sądowej i pierwszych poważnych głosów nawołujących do wprowadzenia kontroli sprzedaży trucizn w drugiej dekadzie XIX wieku, a następnie opisałam wysiłki naukowców i prawników w walce z tymi, których uznali za poważne zagrożenie dla społeczeństwa - tajemniczymi trucicielami".
Autorka przeprowadziła nas przez kolejne doświadczenia i odkrycia medyków, którzy oprócz leczenia chorych mieli dodatkowe obowiązki w przypadku podejrzenia o otrucie lub jego zamiaru. Ich zadanie polegało niejako na schwytaniu podejrzanego oraz na wykazaniu motywu, jaki nim kierował. Musieli przeprowadzić staranne dochodzenie oraz w razie konieczności udowodnić winę oskarżonemu. To głównie od nich i przedstawionych przez nich dowodów zależało czy winny został ukarany. Z powodu tak ogromnej odpowiedzialności nieustannie zgłębiali swoją wiedzę na temat różnego rodzaju specyfików, a także szukali coraz to lepszych i skuteczniejszych sposobów na wykrycie trucizn u tych, którym udało się przeżyć, ale też u tych, którzy mieli mniej szczęścia i zmarli (czasem badano ciała po wielu miesiącach, a nawet latach). Mimo tego, że sprawy kryminalne rozpatrywane były już w XVIII wieku "Pierwsza próba prawnego ograniczenia sprzedaży trucizn została przeprowadzona w 1819 roku".
Autorka opisała dokładnie okoliczności każdej sprawy. Nie szczędziła szczegółów dotyczących chociażby zapachu treści żołądka czy wymiocin ofiar. Nie przemilczała również eksperymentów na psach, kotach i królikach, które to miały ogromny wkład w rozwój ówczesnej medycyny. Wszystko to zostało jednak "subtelnie" wplecione w poszczególne historie, które można dodatkowo zgłębić dzięki dość obszernej bibliografii. Przywołane przypadki to zapewne przysłowiowa kropla w morzu, ponieważ domyślam się, że wiele spraw nie doczekało się nagłośnienia, a pewnie niejedna w ogóle nie wyszła na jaw.
Przyznam szczerze, że wahałam się przed sięgnięciem po tę pozycję z uwagi na wyraźny wątek historyczny (nie jestem fanką historii), ale tej książki po prostu nie dałoby się inaczej napisać. Kolejne przypadki (historie) są niby oddzielne, ale często łączy je chociażby osoba naukowca, który z biegiem czasu stosuje nowe metody badawcze lub korzysta z wiedzy innych specjalistów w danej dziedzinie.
Uważam, że książka jest niezwykle interesująca, ale też... przerażająca. I to nawet bardzo (nie tylko ze względu na badania na zwierzętach). Nie jestem w stanie zrozumieć jak można podać truciznę członkom rodziny (i to czasem najbliższej) w celu wcześniejszego otrzymania spadku lub, by pozbyć się ciężarnej żony i dziecka w jej łonie.
Publikacja powinna się spodobać osobom, które lubią wątki kryminalne o podłożu medycznym. Odradzam ją natomiast tym, dla których badania na zwłokach i żywych zwierzętach byłyby zbyt drastyczne mimo świadomości, że bez takich działań być może do dzisiaj trucicielstwo by "kwitło".
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl