Vivianna mieszka w Phoenix pod jednym dachem z kochającą i nieco zwariowaną babcią oraz żerującą na wszystkich matką. Młoda kobieta pracuje w eleganckim i drogim butiku z męską odzieżą. Pewnego dnia zostaje pomylone zamówienie należące do Rhysa Millera. Mimo że nie był to błąd Vivi, zostaje zmuszona do osobistego dostarczenia klientowi jego zamówienia. Jeszcze nie wie, że wpadła w sam środek pułapki. Rhys nie jest zwykłym biznesmenem. Jest głową mafijnej rodziny i od dawna szukał kobiety podobnej do Vivi. Na domiar złego jest kuzynem przyjaciółki Vivi z dawnych lat i zaczynają wpadać na siebie coraz częściej. Kobieta wkracza do niebezpiecznego i mrocznego świata Rhysa, poznając jego zabójczą rodzinkę. W tym świecie każdy dzień może być twoim ostatnim i Vivi wielokrotnie przyjdzie się o tym przekonać. Jednak ile jest w stanie znieść, której serce zostało skradzione przez niebezpiecznego gangstera?
Autorce należą się głośne oklaski za postać babci Helen, która rozkładała na łopatki każdą scenę, w której się pojawiała. Niestety mojej sympatii nie zyskała główna bohaterka. Nie mogłam złapać wspólnego języka z Vivianną. Wydawała mi się nieco infantylna. Jeżeli chodzi o Rhysa, był człowiekiem z mroczną przeszłością, która odcisnęła na nim widoczne piętno, ale oczekiwałam, że skoro pojawiają się już rozdziały z jego perspektywy, dowiem się o tej postaci czegoś więcej. Jego przeszłość byłaby fantastycznym smaczkiem, wywołującym niebezpieczny dreszcz, a niestety musiałam obejść się smakiem. Tytułowy Rhys i tkwiący w nim mrok, który nie do końca został wyeksponowany, mógłby nadać tej historii zupełnie nowego tonu, ale tak się nie stało. Rhys po lekturze nadal pozostał dla mnie enigmatyczną postacią, co mnie zasmuciło. Historia opowiedziana jest głównie z perspektywy Vivi, co niestety zadziałało na mały minus.
Agnieszka Siepielska operuje bardzo lekkim piórem, przemawiając do czytelnika w prosty i łatwy sposób. W mojej opinii powieść miała liczne wzloty i upadki. Zacznę może od tego, co było plusem, a mianowicie zakończenie, bo nie przewidziałam ostatnich stron powieści, co zadziałało na spory plus. Po dodatniej stronie znalazła się również postać babci, która była znacznie ciekawsza, a niż główna bohaterka. Niestety więcej znalazłam po stronie minusów, a dokładnie przeszkadzało mi, że niektóre wątki były urywane w kluczowym dla mnie momencie i autorka już do tego nie wracała. Wyglądało, to tak jakby była ukryta lista, na której było odhaczane, co zostało napomknięte w powieści. Brakowało mi głębszego przedstawienia postaci Rhysa, bo jako tytułowa postać, tak naprawdę czytelnik niewiele się o nim dowiaduje. Świetnie zapoznałam się z codziennymi obowiązkami Vivi, jak sprzątanie przy pomocy starego odkurzacza, ale już bezwzględnej natury Rhysa, nie uświadczyłam, a chyba o to chodziło w powieści mafijnej. No i oczywiście moje ulubione – Rhys i Vivianna prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiają, ale ona go kocha do szaleństwa i skoczy za nim w ogień. Odważne posunięcie, składać takie deklaracje, skoro nie zamieniło się prawie, ani jednego poważnego zdania. Nie oczekiwałam literatury wysokich lotów, a raczej czegoś lekkiego, ale tutaj lekkość była zbyt frywolna.
Podsumowując, pierwszy tom z serii Synowie zemsty to bardzo lekka powieść z nieco irytującą główną bohaterką. Jeżeli spodziewacie się niebezpiecznej mafijnej powieści, możecie nieco się rozczarować, bo powieści bliżej jest do lekkiej powieści romantycznej. Czy sięgnę po drugi tom? Zastanowię się.