Avatar @oliwa

@oliwa

66 obserwujących. 51 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj około godziny temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
66 obserwujących.
51 obserwowanych.
Kanapowicz od 5 lat. Ostatnio tutaj około godziny temu.

Cytaty

Uprawialiśmy seks, ponieważ nie chcieliśmy być nieuprzejmi wobec kogoś, kto nam go zaproponował lub trafił do naszego łóżka. Bardzo trudno było nie rżnąć się z kimś, kto miał na to ochotę, i nie mieć zarazem poczucia winy, że jesteśmy niegrzeczni. Sądzę, nie, jestem pewna, że wielu ludzi spało ze swoimi przyjaciółmi, znajomymi i obcymi, których wcale nie pożądało. Sądzę też, że w większej mierze dotyczyło to kobiet, niewiele z nich bowiem – stwierdzam to z przykrością – było nazajutrz rano równie zadowolonych, jak żegnający je z radosnym uśmiechem mężczyźni. (s.53).
Narkotyki nie mają już nic wspólnego z książkami czy sztuką, nawet dzisiejsza muzyka jest dla ludzi z mojego pokolenia zbyt mechaniczna. Ostatnim ruchem młodzieżowym, jaki rozumieliśmy, był punk – ale punk był autentyczny jedynie przez chwilę. Potem narkotykowe pokolenie lat sześćdziesiątych musiało już przyglądać się dzieciom epoki thatcherowskiej, trzydziestoparolatkom obracającym fantastycznymi sumami pieniędzy i wciągającymi kokainę, by utrzymać się w transie robienia kasy. Wiem, że w latach sześćdziesiątych narkotyki wielu ludziom spierdoliły życie, ale i tak mam wrażenie, że teraz ćpa się w sposób o wiele bardziej paskudny i bezsensowny. (s.41).
Byłam wielką joginką, umiałam medytować i osiągać stany wyższej świadomości i szczęścia, ale nie wiedziałam, jak utrzymać zdrowe relacje z ludźmi - wspomina. Doświadczenie ostatecznej rzeczywistości sprawiło, że zaczęła się zastanawiać, czy to naprawdę takie istotne, czy świat jest, czy nie jest iluzją. - Na co ci wyższa świadomość, jeśli nie umiesz dogadać się z ludźmi? - pyta dzisiaj. (s.243)
Badanie przeprowadzone w 1984 roku przez Leona Otisa, psychologa z Uniwersytetu Stanforda, na pięciuset siedemdziesięciu czterech osobach uprawiających medytację transcendentalną, wykazało objawy zaburzeń psychicznych u siedemdziesięciu procent długotrwale medytujących. (s.241)
Polacy na ogół bardziej są wrażliwi na to, co się o nich mówi czy pisze, niż na to, jak się ich traktuje. (s.73)
Swoją drogą przyznam się, że - przepraszam za tę prywatną uwagę – Saint-Exupéry mylił mi się zawsze z de Sade’em.
Najciekawsze jest jednak, że mimo tej oczywistej negacji teodycei Beckett nie rozwiązuje zagadki egzystencji w duchu nihilistycznym (że jedyny sens świata z punktu widzenia człowieka to absolutny bezsens), ale najwyżej sceptycznym, a przy tym elegijnym: choć ostateczny sens świata ukryty jest przed człowiekiem, nie sposób jednak przypuścić, aby miał się sprowadzać do absolutnej ciemności (s. 260).
Jeśli natomiast chodzi o poglądy, Halifax nie jest świętoszkiem. Oto, co napisze do Baldwina po spotkaniu z Hitlerem: „Nacjonalizm i rasizm to potężne siły, lecz nie uważam ich za wynaturzone czy niemoralne!"; a nieco później: „Nie wątpię, że te osoby naprawdę nienawidzą komunistów. I zapewniam pana, że gdybyśmy byli na ich miejscu, doznawalibyśmy tych samych uczuć”. Takie były przesłanki tego, co dziś nazywamy polityką ustępstw. S. 21.
o
czarna chwilo
zniknij się
chcę do mnie wrócić
wrócić do "po staremu" ale
którędy
Zamiast hasła: "Czuwaj", skauting rasowy pozdrawia się przez "Bud’ gotow!" (Bądź gotów). Zagadnięty tymi słowy harcerz polski odpowiadał zazwyczaj z szelmowską uciechą: "Bit’ żidow!".
Do kompletu brakowało jedynie chorążego Gawłowicza. Był to oficer najmłodszy w baonie, piękny jak cherubin, przymilny jak kotka, wesoły i śpiewający. W wolnych chwilach komponował zgrabne wierszyki, które ogólnie się podobały. Jego uroda, prawie że kobieca, gładkość twarzy pozbawionej jakiegokolwiek zarostu, miły charakter, zjednujący mu przyjaciół wśród najsroższych mruków – wyrobiły mu w baonie stanowisko „oczka w głowie” u wszystkich. W rozmowie potocznej nazywano go „siostrą”. Przezwisko to zawdzięczał swemu upodobaniu do przebierania się w suknie kobiece, szczególnie lubił ubiór siostry miłosierdzia.
Nic nigdy nie napawało mnie większym strachem i świętym oburzeniem jak gadanie do pustych brzuchów i szczęście tak zwanych „przyszłych pokoleń”. I kłamstwo w imię ojczyzny w zawiesistym sosie nacjonalizmu mieczykowatego. s.566
Komunizm nie jest żadnym problemem, chyba tylko o tyle, o ile jest związany z Rosją, tą odwieczną Rosją, gdzie uczy się ludzi „być wolnymi”, waląc kijem po plecach. s. 504.
Nie potrafiłem i nie potrafię zatumanić się narodowo. Bardzo być może, że nacjonalizmu nie znoszę jeszcze bardziej niż komunizmu i gdybym był bardzo bogaty, to ufundowałbym na jakimś naszym uniwersytecie katedrę kosmopolityzmu i przytomności. s. 501
(…) to nie do wiary, ale ten człowiek był pułkownikiem, i do tego inżynierem, i nic go nie zdołało ogłupić. s. 564
[o Niemcach] Dziewiąta Symfonia zaspokaja całkowicie ich potrzebę bycia szlachetnym i dobrym – pozostaje bandyta i morderca. S. 623
Zięć mój owszem wódkę pije, ale nigdy awantur nie robi, jeśli wybił mi szybę, to tylko był wypadek.
G. jest piękną Etiopką. Pracuje jako architekt na znanym uniwersytecie. W trakcie przyjęcia u J. gawędzimy o tym i owym, aż rozmowa schodzi na koty. G. uważa, że białe są szlachetne, ale w czarnych mieszka diabeł. Gdy próbuję oponować: "To, że zabijali je i w Afryce, i w Ameryce, i w Europie, o czymś jednak świadczy" - zamyka dyskusję.
Potworne są te epoki, kiedy ludzkość rzuca się na poszukiwanie absolutu.
Jak on szedł w Paryżu do burdelu, to za Polskę, jak pani majorowa chodziła pod koszary i odbierała chleb francuskim k…., to też za Polskę.
- Panie Zygmuś... co pan wyprawiasz z tymi oczami?
- Jakbyś pan był pijany przez czterdzieści lat bez przerwy, toby się panu wszystko obluzowało. Orewuar.
I czym o niej [o ojczyźnie] głośniej, tym bardziej należy się mieć na baczności, bo prawdopodobnie jakiś „geniusz” z pełną gębą Polski przygotowuje coś „genialnego”.
Dobra, prawdziwa proza jest jak suknia od Paquin czy Molyneux: niby nic, a jest w tym wszystko. Coś zupełnie nieuchwytnego. To są odbezpieczone granaty, które autor daje czytelnikowi, którymi go wypycha, aby wybuchały w nim. Czym dłużej eksplodują, tym pisarz jest większy. Wszelkie wspaniałe eksplozje wokół czytającego mogą być wspaniałe, mogą na chwilę ogłuszyć, ale w końcu nie zostaje z nich wiele. S. 114
Powiedziałem niedawno pewnej Łotyszce o mojej podróży do Moskwy, że spotkałem się z rosyjskim rządem, żeby podziękować mu za mocną pozycję prorodzinną w ONZ. Wyciągnęła w moją stronę stary kościsty palec i powiedziała: „Nie może pan im ufać. Jeśli w czymś panu pomagają, robią to z innych powodów. To są kłamcy". (s.185).
© 2007 - 2024 nakanapie.pl