Książka tej austriackiej, niedocenionej pisarki bliższa jest mej skórze aniżeli ubranie. Cechuje nas ta sama wrażliwość, sympatia do kotów, przeżywam, odczuwam tą prozę każdym neuronem. Bo jest w niej coś niesamowitego i fascynującego, coś, co ciężko nazwać słowem, owiane jednocześnie aurą tajemniczości, nie pozwala zapomnieć, a tym bardziej odłożyć.
Jeśli miałaby określić jednym zdaniem o czym jest ta książka powiedziałabym, że o kobiecie, kotach, krowach i psie i samotności jeszcze. Spędzając czas w domku w górach pewnego dnia bohaterka odkrywa, że dzieli ją od reszty świata niewidzialna ściana, bariera nie do sforsowania. Kobieta zaczyna niezwykłą walkę o przetrwanie, organizuje pracę rolnicze, sprowadza do domu zwierzęta. Tak naprawdę to opowieść o kotach, o tym jak znikają i pojawiają się, przechodzą przez ściany. Obserwując zmagania bohaterki nasuwa się pytanie - czy można żyć życiem zwierząt mając ich za wyłącznych towarzyszy doli?
Cały porządek burzy niespodziewane pojawienie się mężczyzny, ale po szczegóły odsyłam do lektury.
Ścianę można analizować wielowymiarowo, można w niej odnaleźć odniesienia do konsumpcjonizmu. Od razu zauważymy jak niewiele przedmiotów potrzeba nam, by przetrwać, by uczynić życie znośnym.
Forma sprawozdania, pamiętnika całkowicie pozbawiona dialogów wyzbyta jest jakiejkolwiek dynamiki, jednak otoczona aurą tajemniczości nie pozwala o sobie zapomnieć, odłożyć nim nie ...