Jeśli dla pań, to na pewno o miłości i innych banialukach. Literatura kobieca kojarzy się nie z utworami pisanymi przez kobiety, ale dla kobiet. Na rynku wydawniczym systematycznie pojawia się mnóstwo powieści napisanych w konwencji kobiecej. Lepszych i gorszych. Podobno wstyd się przyznać do czytania tego typu literatury. Co więcej, to podobno nie jest literatura. Bo literatura musi być poważna, a jeśli nie – to musi to być humor, którego większość nie łapie. Jeśli coś lekko, łatwo i przyjemnie się czyta, to na pewno nie jest to dobre. Dobra literatura musi podejmować mocny, drastyczny, tragiczny, kontrowersyjny, brzydki, trudny, niezrozumiały dla wielu etc. temat. Gdy jest ładnie, miło i sympatycznie, wówczas jest źle. A już happy end - toż to grzech! Literatura kobieca jednak istnieje i szczęśliwa miłość pełni w niej istotną rolę. Bo większość ludzi za nią tęskni i dlatego lubi o niej czytać, jawnie lub po kryjomu. Miłość dla wielu z nas jest z różnych przyczyn niedostępna, dlatego powieści i filmy romantyczne są chwilowym zastępnikiem. Wiem, co piszę, bo mnie miłość nie kocha.
W liceum na lekcji geografii czytałam pod ławką „Wszystko dla pań” Emila Zoli. Wówczas była to dla mnie powieść przede wszystkim o miłości Denise Baudu i Moureta. Ona niczym Kopciuszek, on młody wdowiec, kobieciarz, energiczny, pociągający. Z wypiekami na twarzy przewracałam kolejne stronice czekając, kiedy wreszcie się zejdą. A trochę to trwało. Po latach wróciłam do powieści Zoli, ale też trochę o niej poczytałam. Dowiedziałam się, że w początkach marca 1883 r. „Wszystko dla pań”, drukowane najpierw w „Gil Blasie”, ukazało się na półkach księgarskich. Fabuła (…) opowiadająca o dramatycznej walce magazynu „Wszystko dla Pań” z drobnym handlem dzielnicy, pokazuje w ogromnym skrócie – akcja trwa od 1864 do 1869 r. - proces koncentracji kapitalistycznej oraz towarzyszące mu zjawiska pauperyzacji klasy średniej i wyzysku pracowników nowoczesnego handlu (H. Suwała, Emil Zola, Warszawa 1968, s. 242). Naprawdę to było też o tym? A mnie się zdawało, że jedynie o miłości, a wielki sklep był tylko sceną dla romansowych wydarzeń. No cóż, pamiętałam, co chciałam zapamiętać.
Była też powieść „Bohiń” Tadeusza Konwickiego. We wspomnieniach zapisana jako powieść napisana pięknym literackim językiem. O miłości. Romans, choć dobrze się nie kończy. Wspomnienia mnie nie zawiodły, ale książka niesie ze sobą o wiele więcej niż „sprawy miłosne”. Znowu się doedukowałam w tej kwestii. Dodam, że „Bohiń” wylosowałam na egzaminie z literatury współczesnej u prof. dr hab. Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz, która utworem Konwickiego była oczarowana. Obie doskonale bawiłyśmy się przy tym pytaniu i był to najprzyjemniejszy egzamin, jaki zdawałam na studiach.
„Wszystko dla pań” i „Bohiń” to dla mnie powieści kobiece, chociaż napisane przez mężczyzn i zapewne przez mężczyzn czytane. A współczesne powieści kobiece? Pomiędzy mniejszymi lub większymi porywami serca również niosą w sobie wartościowe treści: rodzina, przemoc domowa, tajemnice z przeszłości, wątki historyczne, problemy natury psychologicznej, choroba, niepełnosprawność, przemiany społeczne i wiele innych. Jednak kolorowa, najczęściej pastelowa okładka, na której króluje piękna kobieta lub para zakochanych, skutecznie fałszuje zawartą w środku tematykę, definiując wiele powieści jako lekkich, łatwych i przyjemnych.
A o co tak naprawdę chodziło Jane Austen? Literaturoznawcy mówią, że to autorka opisująca społeczeństwo angielskie z początku XIX wieku, głównie klasę wyższą. Opisuje i wyśmiewa jego wady. Brzmi poważnie. Dla mnie są to powieści, które wpisują się w definicję literatury kobiecej. Przecież bohaterki Austen marzą o miłości, przeżywają liczne perypetie i zmierzają do happy endu z panem Darcy, kapitanem Wentworthem czy pułkownikiem Brandonem. A my (kobiety) znowu możemy sobie tylko pomarzyć.
Nie można zatem wszystkiego wrzucać do jednego worka, bo spośród literatury kobiecej da się wyłowić prawdziwe perełki.
No, ale przecież „JA TAKIEGO CZEGOŚ nie czytam” – powie ktoś.
A ja owszem, czasami czytam. Bo literatura ma też funkcję rozrywkową, ma dać odprężenie od codziennych problemów, pomóc uwierzyć, że może być dobrze mimo wielu przeciwności losu. I większość współczesnej literatury kobiecej o tym mówi. Dopóki czytelniczki (a znam i czytelników) chętnie po nią sięgają, dopóty będzie pisana. Przez kobiety, rzadko mężczyzn, w konwencji kobiecej, dla kobiet, o kobietach, o miłości…
Poza tym, żeby się o czymś wypowiedzieć, trzeba choć trochę to poznać.
Poza tym na tym polega wolność czytania – czytam to, na co mam ochotę!