Münsterberg, 21 grudnia 1924 r. Na posterunek policji trafia przerażony włóczęga. Broczy krwią. I opowiada nieprawdopodobne rzeczy: ponoć pogryzł go człowiek. Oskarża Karla Denkego, szanowanego obywatela lokalnej społeczności. Czy to możliwe, aby Denke był kanibalem? Sprawę bada śledczy Reimann. Wkrótce na posterunku pojawia się żona podejrzanego – Jutta. Sergeant Johann Ludwik czuje się nieswojo w jej towarzystwie. Czyżby Jutta o czymś wiedziała?
„Jesteś moim pożądaniem, moim skarbem, moim mięsem…”
Gdybym znała litery, to wzięłabym kartkę papieru, wiele kartek, i napisałabym na samym wierzchu stosu: „To jest opowieść Jutty”. Tyle że nie potrafię składać zdań, a nawet gdyby było inaczej, nie miałabym na czym ich zapisać.
Izabela Szolc napisała powieść o słynnym kanibalu Karlu Denkem, który na początku XX wieku w Münsterbergu (obecnie Ziębice) na Dolnym Śląsku zwabiał do swego domu włóczęgów, by ich przerobić na peklowane mięso. Szolc opisała tę historię głównie z perspektywy Jutty – młodej bezdomnej kobiety, którą Denke zabrał z dworca i przygarnął pod swój dach. Dlaczego Jutta nie została jedną z ofiar „Rzeźnika z Ziębic”? I czemu dziewczyna, poznawszy mroczną tajemnicę kamienicy na Teichstrasse 10, została najwierniejszą (i jedyną) przyjaciółką zabójcy?
„Żona rzeźnika” to nie tylko opowieść o mordercy, to także mroczna baśń o dziewczynie, która, otworzywszy zakazane drzwi, stała się kobietą potwora. „Żona rzeźnika” hipnotyzuje melodią języka i onirycznym obrazowaniem. Nie szokuje okrucieństwem, ale i nie umniejsza go. Izabela Szolc sugestywnie i z pasją przedstawiła historię, która nigdy nie powinna się była wydarzyć. I zrobiła to znakomicie.