Kilka tygodni temu, przeglądając internetowe zasoby przypadkiem natknąłem się na opis powieści Aleksandra Sowy „Wielki Pies”, ku mojej uciesze, wtedy jeszcze mi nie znanej. Już kilka lat temu poznałem twórczość autora i jego bohatera, Emila Stompora, który stał mi się bardzo bliski czemu dałem wyraz przy okazji powieści „Gwiazdy Oriona”. Ale do rzeczy. Tym razem Aleksander Sowa w „Wielkim Psie” mierzy się z żywą legendą, jak tak można określić, jedną najbardziej tajemniczych spraw kryminalnych powojennej Polski. Żywą bo jeszcze nie mającej sądowego finału w postaci prawomocnego wyroku a ma to nastąpić niebawem w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie. W tymże Krakowie zostaje wyłowiona spreparowana skóra zaginionej studentki. Śledczy z różnych przyczyn usiłują tuszować sprawę. Kierują nimi odmienne pobudki jak, się później okaże, no ale szambo wybija za sprawą mediów a „krakowskie milczenie owiec” staje się sprawą polityczną. Przełożeni polityczni, potem ci policyjni kierują Emila Stompora z komendy stołecznej do Krakowa. Emil jest wypalony zawodowo, zmęczony pracą, której poświęca także rodzinny czas. Nienawidzi Warszawy. Jedzie do Krakowa żegnany pretensjami żony, która też nie chce takiego życia w betonowej stolicy. Wypada mi tu zatrzymać się bo nie chcę zdradzać intrygi powieści przedstawionej przez autora wiarygodnie, oczywiście na swój sposób, ubarwiony realnymi politycznymi wpływami jak i zaszłościami z minionej epoki.