Przeczytane
Posiadam
Posiadam
Trzymam w ręcach dwie książki (oczywiście jest to figura retoryczna, bardzo ciężko byłoby mi coś napisać z zajętymi rękami) o tym samym tytule. Niby to nic dziwnego, ilość wyrazów jest ograniczona, więc i ilość tytułów też. No dobrze, ale i autor jest ten sam. Ech durny ty, durny, toż to inne wydanie. Ale jedna (ta pierwsza większa nazwijmy ją "biała") ma prawie 400 stron zaś druga mniejsza (tą dla odróżnienia nazwijmy "czarna") niecałe 200.
Wydanie pierwsze, białe, jest praktycznie nieczytalne. Ilość błędów jest zatrważająca, ortograficznych, gramatycznych, literówek i innych. Czasami musiałem jeszcze raz przeczytać jakiś fragment, bo nie wierzyłem własnym oczom. Do tego wydania przyznaje się rzekome wydawnictwo internetowe e-bookowo (ja osobiście bym się nie przyznał, więcej, wyparłbym się). Czemu rzekome, bo wydawnictwo, to nie coś co wydrukuje książkę, ale przeczyta ją, zrobi korektę (jakby wrzucili ten tekst do worda, to by się kilkudziesięciu błędów pozbyli, ale nie zrobili nawet tego), dobrze też jest zrobić redakcję, bo polska językiem trudnego jest. To zaś co dostał czytelnik, to żywy rękopis, nieprzejrzany nawet. Taki wydawca mógłby zaszkodzić nawet uznanemu, znanemu i czytanemu pisarzowi. Im udało się nawet schrzanić okładkę. Nie wiem jaką umowę miał z nimi autor ale ja bym tego tak nie zostawił i byłoby bardzo ciepło, gdzieś w okolicach topnienia stali.
Ale od autora dostałem to drugie wydanie (tu ukłony i podziękowania), czarne. Pierwsze wrażeni...