Czytelnicy boją się Witkacego. Że nie zrozumieją, że nie odkryją ironii, że źle zinterpretują groteskę. Że autorskie zamierzenie wywołania przeżycia metafizycznego jest dla nich nieosiągalne, zbyt trudne, niepotrzebne... Wszystkim tym, którzy stronią od filozoficznych dyskusji, czy surrealistycznych deformacji, a jednak chcieliby poznać styl mistrza Czystej Formy, polecam dramat "W małym dworku".
Utwór jest dla Witkacego nietypowy, łatwy w odbiorze i interpretacji, bo niewymagający abstrakcyjnego myślenia i w sumie daleki od Witkacowskiego założenia, że dramat powinien być jak "mózg wariata na scenie". Jest bardziej realistyczny, chociaż powstał jako krytyka realizmu w sztuce,
a jako parodia dramatu obyczajowo-psychologicznego (bezpośrednio "W małym domku" Rittnera) plącze konwencje (realistyczne wątki łączy z surrealistycznymi postaciami, ludzkie motywacje ozdabia pozazmysłowymi, a relacje zwykłych bohaterów z "pozaziemskimi" okazują się skomplikowane) i tworzy groteskowy obraz świata przedstawionego. Groteska zniekształca schematy literackie i bohaterów, deformuje rzeczywistość. Drobiazgi zyskują wielki format, a takie wartości, jak śmierć, przemijanie zostają zbagatelizowane. Zdarzenia kierują się własną logiką, matka-widmo powraca z "zaświatów" z pewną misją...