Córce swojej Kirze, tancerce, zapisał niebiosa siódme. A swojej Smagłej, swojej Smukłej, swojej Pochmurnej, zapisał łzy. A Wojtek Jary, siedząc na niewysokim kamiennym murku, otaczającym pękatą świątynkę pod wezwaniem Świętego Wawrzyńca, przywołuje z pamięci testament Konstantego Ildefonsa i zwyczajnie ma ochotę płakać. Wszystkie wiersze, które chciałby napisać, przez innych zostały napisane. Chłopcy, którymi chciałby być, nie żyją, tylko ramiona ich brzozowych krzyży witają go przyjaźnie. Zostały mu gry komputerowe. I raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, kroki na kursie tańca towarzyskiego. I kosz, kiedy czasami udaje mu się wrzucić do niego piłkę. Nawet dziewczynę, którą chciałby poznać i którą, jak sądził, mógłby pokochać, widział jedynie raz. Na zatłoczonym peronie. Nadjechał pociąg, wsiadła i nie ma dziewczyny. Myślał o niej Wianka. Nie, nie wiadomo dlaczego, może dlatego, że nie ma takiego imienia...
Książka objęta patronatem amazonka.pl
Książka objęta patronatem amazonka.pl