Lata czytelniczego doświadczenia sprawiają, że nie mam większego problemu z doborem lektur, które ograniczają się najczęściej do kryminałów i thrillerów, ale nawet w ramach tych gatunków zdarzają się książki, do których ani trochę mnie nie ciągnie. Nie da się przeczytać wszystkiego, są autorzy, którzy mnie nie zachwycili, są opisy, które mnie nie przekonują, są okładki, które nie zachęcają, a czasem wystarczy jakieś wewnętrzne przekonanie, że to nie jest powieść dla mnie. I tak właśnie myślałam o "Trzydziestce".
Uwielbiam debiuty, ale ten w ogóle do mnie nie przemawiał. Nie przekonywały mnie też pozytywne recenzje, których w okolicach premiery widziałam mnóstwo. Tknęło mnie dopiero przy przeglądaniu audiobooków. Na komedię kryminalną nie miałam chęci, żaden interesujący reportaż nie wpadł mi w oko, a mam ciągle opory przed słuchaniem rasowych kryminałów, bo boję się, że w chwilach rozkojarzenia za dużo mi umknie. "Trzydziestki" czytać nie zamierzałam, ale stwierdziłam, że włączę sobie, żeby leciała w tle. I przepadłam.
Nie wiem, co takiego ma w sobie ta książka. Jest niezwykle oryginalna tak formą, jak i treścią. Mimo prostego, a raczej wręcz prostackiego języka, mamy tu misternie zaplecioną, wielowątkową fabułę. Nie przypominam sobie innej książki, w której akcja toczyłaby się na tak wielu płaszczyznach, a jednocześnie była tak spójna, konsekwentnie i logicznie zmierzając cały czas do rozwiązania głównego wątku.
Tomasz Żak porusza w swoim d...