Wejść w świat Fiodora Michajłowicza to jak wpaść w studnię bez dna, znaleźć się nagle w mrocznych katakumbach, gdzie w kryptach toczą się bełkotliwe szeptanki, po ciemnych korytarzach błąkają się bez ładu upiory i ich cienie, a z każdego zakamarka wystają chwosty, rogi, kopyta i krzywe ryje. Opętańcze wrzaski i jęki. Zapach siarki i smoły. Dym z pogaszonych kaganków. Trudno dosłyszeć anielskie pienia i rzężenie starowiera "Hospody pomyłuj"...