Z przykrością muszę stwierdzić, że pan Lagercrantz nie uniósł ciężaru swojej „misji” kontynuowania trylogii Millenium. Jego gwoździem do trumny jest fakt, że to ostatni tom cyklu, a tekst napisany jest tak jakby Autorowi się po prostu nie chciało.
Czytelnikowi udzielają się emocje, które targają bohaterami. W książce czytamy co chwila o tym, jaki to Mikael jest zmęczony, pozbawiony weny. Nawet Lisabeth nic się nie chce.
Ale przejdźmy do meritum – w centrum Sztokholmu umiera bezdomny. Tak się „szczęśliwie” składa, że w jego kieszeni znajduje się karteczka z numerem telefonu Blomkvista. Autor wprowadza w powieści dość popularny temat wypraw wysokogórskich, pojawiają się też szpiedzy, agenci, Rosja i GRU, a także trochę inne szczyty, bo władzy.
Druga główna bohaterka serii, Lisabeth, postanawia ostatecznie rozprawić się ze swoją siostrą, „ze zwierzyny stać się łowcą”. Ponieważ jest jednostką genialną, choć wszystko robi od niechcenia, rezultaty jej poczynań są zawsze dobre.
Książka jest przewidywalna, napisana bez polotu, niektóre sceny są wręcz żenujące niczym z kina klasy Z. Dobrze, że to ostatni tom serii, bo nawet moi ulubieni bohaterowie, dla których czytałam kolejne tomy, stracili swój urok. Po takim rozczarowaniu już raczej nie sięgnę po inne książki Autora. Nawet jeśli w końcu wymyśli swoich własnych bohaterów.