"Co nas nie zabije" to kontynuacja doskonałej trylogii "Millenium", od której zaczął się mój wielki powrót do czytania. Dlatego podchodziłam do niej z dużym dystansem, wszak literackie i filmowe kontynuacje, napisane bądź nakręcone przez innych autorów rzadko bywają dobre.
A jak z niełatwego zadania powrotu do świata "Millenium" wywiązał się David Lagercrantz?
Nie miałam wielkich oczekiwań, więc nie zawiódł mnie aż tak bardzo. Bo "Co nas nie zabije" oceniane w oderwaniu od niedoścignionej prozy Larssona to solidna, całkiem sprawnie napisana sensacja. Z wartką akcją, niezłą intrygą, ciekawymi zagadnieniami sztucznej inteligencji i autyzmu oraz oczywiście rozgrywkami wielkich korporacji i tajnych służb. I jako taka książka zasługiwałaby nawet na siedem gwiazdek.
Niestety, kiedy zestawimy powieść Lagercrantza z trylogią Larssona, ta pierwsza staje się miałka, trochę bez polotu, nieco naciągana. Wykreowany przez Lagercrantza świat jest dość uproszczony, pozbawiony licznych w poprzednich tomach szczegółów, niuansów, powiązań, zapętleń. Wyraziści bohaterowie Larssona tracą charakter i pazur. Nawet "pancerna" i genialna Liz Salander tym razem nie zachwyca.
Daleki od larssonowskiej prozy jest też język powieści, bardziej uproszczony, mało wyrafinowany. Znać, niestety, że to nie oryginał i warsztat także nie ten. Dlatego jedna gwiazdka mniej.
Pomimo wszystko, nie jest to książka zła. Można przeczytać ją dla czystej rozrywki, bez szczególnyc...