Kto nie kojarzy serii "Millennium", niech lepiej się nie przyznaje! Kryminały Stiega Larssona już dawno przeszły do kanonu gatunku. Warto zaznaczyć, że tylko pierwsze trzy tomy autorstwa samego pisarza. Kolejne trzy, w tym "Ta, która musi umrzeć", napisane przez Davida Lagercrantza, nie dorastają Mistrzowi Kryminału do pięt. Z tomu na tom jest coraz gorzej. W tym seria sięgnęła dna.
Widoczne jest przede wszystkim spłaszczenie postaci. Mikael wyblakł, Erika pojawia się epizodycznie, jest traktowana jak piąte koło u wozu. Różne wątki z jej życia prywatnego są nam rzucane bez sensu, jakby była to jakaś łaska zesłana od autora. Jednak najbardziej ubolewam nad postacią Lisbeth, moją ulubioną bohaterką. Ta została kompletnie przewalcowana, mało zostało z prawdziwej, starej jej.
Lagercrantz szczególnie w "Tej, która musi umrzeć" rozdmuchiwał pewne wątki. Sztucznie przedstawiał akcję. Próbował wcisnąć wprost w tekście czytelnikowi, że dzieje się bardzo dużo, podczas gdy bohaterowie, których stworzył Larsson, na spokojnie by sobie z tym poradzili, mając przy okazji zajętą jedną dłoń paleniem cygara. Często autor pisze z perspektywy chociażby tej nieszczęsnej Lisbeth, jakoby ta była zmęczona psychicznie. Opisuje, jak nieudolnie rozpoczyna dwadzieścia śledztw i do żadnego nie może na dłużej przysiąść. A na koniec, w beznadziejnie napisanym i wymyślonym finale, zachowuje się jak pieprzony James Bond. Czy leci z nami pilot? Sorry memorry, ale ja tego w ogóle nie kupuję. Większość rzeczy kompletnie się nie klei, bo Salander taka nie jest. Po prostu. Poznaliśmy ją u Larssona jako diabelnie inteligentną geniuszkę, hakerkę, fighterkę. A w tym tomie nie zostało z niej nawet echo cienia.
Lagercrantz traktuje czytelnika jak dziecko. I to nie jako kilkunastolatka. Bardziej jak noworodka. Ja podczas lektury czułem się traktowany jak mało inteligentny. Sztuka pisania polega na tym, żeby pozostawić czytającemu pole do myślenia. Szczególnie w kryminałach powinien zastanawiać się, dlaczego jest tak, a nie inaczej, samemu dochodzić do motywacji czy przyczyn bohaterów i bohaterek. Tutaj autor wszystko podaje na tacy. Czyta się "Tę, która musi umrzeć" dobrze i szybko, ale lektura nie zapewnia intelektualnej rozrywki.
Ogromna szkoda, że od trzech tomów ci bohaterowie tak negatywnie się zmieniają. Z części na część postępuje to coraz bardziej. Ostatni tom swojego autorstwa Lagercrantz potraktował okropnie. Jakby chciał się od tej serii uwolnić, jakby zdawał sobie sprawę z tego, jak beznadziejne historie tworzy. Najgorsze w tym wszystkim jest właśnie to stracenie na kolorycie i jakości...
Pozostaje mi tylko czekać na przeczytanie kolejnego, siódmego tomu serii Millennium. Premiera już w listopadzie. David Lagercrantz szczęśliwie zakończył pisanie na szóstym tomie (domyślam się, że to stanie się tradycją - każdy pisarz może napisać tylko trzy części. Jako element szacunku dla Larssona, który zmarł po zakończeniu trzeciego tomu). Kolejną autorką serii jest Karin Smirnoff. Miejmy nadzieję, że podniesie nieco poziom. Po trzech książkach autorstwa Lagercrantza nie jest to trudne.