Wielowątkowa opowieść o ludziach, którzy mieszkają w jednym bloku w Mysłowicach. Pozornie nic ich nie łączy, każdy ma swoje życie, problemy, z którymi się zmaga, codzienne zmartwienia, drobne troski. Ot, życie. Jest jednak jedna wspólna cecha. Samotność. Ponieważ każdy z bohaterów doświadcza jej na swój sposób i na swój sposób sobie z nią radzi – bądź nie. Niektórzy wyrywają się z jej szponów, inni dają się pożreć. Światła w oknach to powieść o zwyczajnych ludziach, o naszych sąsiadach, o nas samych… FRAGMENT KSIĄŻKI Zapadał zmierzch i opromieniał bloki przy ulicy Mickiewicza miękkim światłem. W oknach zabłysły lampy rozpraszające mrok zbliżającej się nocy, jakby ludzie zamieszkujący budynki chcieli odegnać mary czające się w cieniach, w koronach drzew, kryjące się wśród piór czarnych ptaków krążących nad osiedlem. Każda szyba, w której delikatnie, ledwo widocznie odbijało się domowe ognisko, przedstawiała inny skrawek rzeczywistości składającej się na życie tego blokowiska. Niektórzy przekręcali zamki w drzwiach, by zabezpieczyć się przed złodziejami, rabusiami z plotek krążących pomiędzy kobietami, przed zboczeńcami wszelkiej maści. Inni otwierali okna, by wpuścić do mieszkań nieco świeżego powietrza, pachnącego ziemią, tyle co spłukaną wiosennym deszczem. Jedni kulili się ze strachu pod pierzynami ubranymi w ozdobne poszwy, pozostali wpatrywali się w telewizor, by zdobyć wiedzę na temat życia w Polsce i na świecie, w Mysłowicach i poza miastem, by odmóżdżyć się nieco przy teleturniejach albo marzyć o innej rzeczywistości, patrząc na filmy. Niektórzy zatapiali się w świecie książek, okryci kocem i z herbatą na stole, z piernikami oblanymi czekoladą na spodku, z okularami na nosach, by zniknąć na moment, znaleźć się gdzieś indziej. W sercach tych ludzi pojawiało się uczucie dojmujące, bez względu na to, czy mieszkali sami, czy dzielili małżeńskie łóżko z kimś pozornie bliskim.