"Śmierć last minute" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Roberta Ostaszewskiego i z jego bohaterem - podkomisarzem Rowickim, emerytowanym policjantem. Trochę trudno mi było myśleć o protagoniście jako o osobie będącej w stanie spoczynku zawodowego gdyż jestem już prawie w jego wieku 🤣 ale pocieszam się, że to tylko wynik pewnej nietypowej sytuacji - i bohater nie jest jeszcze emerytem ostatecznym 😉
Tym bardziej, że jego perypetie poznajemy w okolicznościach urlopu, który pan Konrad wraz z dużo młodszą przyjaciółką spędza na jednej z Greckich wysp.
Wydarzenia z wypoczynku w dawnej Helladzie przeplatają się z lekturą pamiętnika młodego nauczyciela, którego tekst rysuje przed czytelnikiem obraz osoby chorobliwie wręcz ułożonej i nadgorliwej, żyjącej w dosyć hermetycznej, sobie tylko zrozumiałej i odrealnionej rzeczywistości.
Druga prawda objawiająca się nad wyraz wyraźnie to fakt, że świat jest mały i nawet w takiej wiosce jaką jest Arkoudi można spotkać dawnego znajomego z lat studenckich- dokładnie tego, na którego towarzystwo nie ma się najmniejszej ochoty. Trzeba jednak pamiętać, że dzięki Staszkowi Kiełbasie dowiadujemy się - najpierw o przykrym błotnym wypadku,potem o kolejnych niepokojących wydarzeniach…
Podkomisarz Rowicki, chociaż niechętnie, obiecuje przyjrzeć się tym zagadkowym sprawom,w międzyczasie rozmyślając nad sensem swego romansu z piękna Pauliną.
...