Fragment: Jeszcze dobrze moich nędznych manatków nie rozpakowałem, a już chwytam za pióro, by Ci donieść, że przybyłem na miejsce szczęśliwie. Inny tu kraj i inni ludzie. Takie odniosłem pierwsze, rozumie się, dorywcze wrażenie, bo sąd wydać o kimś pewny, to rzecz i trudna i ryzykowna. Choć jestem jakby na obczyźnie, czuje się jednak dobrze. Praca tu wszędzie wre i kipi, a Ty wiesz, że ja pracę kocham. Porwany w wir pracy, odczuwam zawsze z jej powodu radość i dziwną w sobie moc. Zdaje mi się wówczas, że byłbym zdolny sprostać wszystkim trudnościom, jakie życie nasunie. To umiłowanie pracy wziąłem z Ciebie i za to jestem Ci wdzięczny. Ty, droga Matuś, swoim przykładem zagrzałaś mnie do naśladowania Ciebie, Twym znojnym i pracowitym życiem zachęciłaś do podjęcia wysiłku około zdobycia zadowolenia z siebie, które daje tylko praca. Lecz nie o tym chcę pisać. Najważniejszym powodem, dla którego natychmiast po przyjaździe do Ciebie piszę, to tęsknota za Tobą i obawa, że nie pilnowana przezmnie, nie dojesz i nie dośpisz, byle tylko grosz zapracować, który sobie odjąwszy, mnie poślesz. Tego najwięcej się lękam i wielki miałbym żal do Ciebie, gdybym się kiedyś dowiedział, że nie dotrzymałaś słowa, którem zobowiązałaś się nie pracować ponad miarę, jak to dotąd czyniłaś. Wiedz, że stokroć większą wyrządziłabyś mi krzywdę, gdybyś zapadła na zdrowiu z nadmiaru pracy, niż gdybyś mi tu kazała ginąć z głodu. Dlatego też całą moją troską będzie znaleźć sobie oprócz praktyki w fabryce jakieś zajęcie, które umożliwiłoby mi utrzymanie się tutaj o własnych siłach.