Fragment: Zegar wybił godzinę jedenastą w nocy. Natasza jeszcze nie spała. Leżała z przymkniętemi oczyma i myślała. O czym? zapewne o tym, co ją najwięcej obchodziło t. z. o szkole i lekcjach w dniu następnym, może o nadchodzącej niedzieli, kiedy dłużej niż w dzień powszedni — roboczy poleży w łóżku, a może o swej pracy wyrabiania misternych, małych koszyczków, której poświęcała wszystek czas wolny od zajęć szkolnych? A najprawdopodobniej myślała w tej chwili o domu, w którym działy się rzeczy dla niej niepojęte, jakie z pewnością nie zdarzały się nigdzie. Słyszałaby coś przecież o tem od swych koleżanek, z których opowiadań wynikało, że w ich życiu domowem nie zdarza się to, czego ona niestety była codziennym świadkiem w swym rodzinnym domu. Natasza, leżąc z otwartemi oczyma, zastanawiała się teraz nad tym, czy w istocie był to dom rodzinny w tym sensie, w jakim go pojmowały jej koleżanki. Zdawało jej się, że dom rodzinny musi mieć całkiem inny wyraz i zupełnie inną atmosferę, niż to, co ją otaczało, czym ona żyła.