Krótkie opowiadanie, które wywarło na mnie spore wrażenie. Gregor Samsa budzi się z koszmaru. Nie byle jakiego. Spóźniony! - stwierdza niepokojąco. Przespał godzinę rozpoczynającą pracę komiwojażera - nie zdąży na pociąg. Stara się wygramolić z łóżka, ale zauważa, iż przekształcił się w pełzającego robala. Niezdolnego do wydostania się z pokoju zamkniętego na klucz. Absurdalna sytuacja sprawia, że rodzice i prokurent domagają się wyjaśnienia, czemuż to nie stawił się w firmie. Wydawać się mogło, że tytułowa przemiana jest niczym lęk przed małością, delikatnością charakteru, odpowiedzią na wrzaski i krzyki - kurcząc się, zamykając na świat, będąc niemal niewidzialnym dla ludu, ale nie. To zupełnie inny rodzaj przemiany. Drastyczny, bo prowadzący w niebyt. Czy Samsa zrezygnował z pracy w przewrotnej formie zwierzęcego buntu (patrzcie, jaki jestem niezdarny, niewidoczny) czy to alegoria przeklętego systemu cywilizacyjnego, w którym ludzie są nakręcanymi budzikami, które sumiennie wykonują czyjeś polecenia? Kafka, jak to Kafka w swoim wyrachowaniu pozbawia człowieka autonomii. Zmagając się z groteskowymi prawami społeczeństwa, gdzie ludzie bezproduktywni są zbędnymi mechanizmami. Samsa jest poniekąd ofiarą kultu pracy, która ta przybrała priorytet, najwyższe dobro i substytut szczęścia. Jego rodzice z racji, że nie pracowali, a ich syn zaprzestał działania - muszą podjąć wysiłek i zapracować na byt ogłaszając kandydaturę na zniewolonego człowieka przez pracę, na którą się ni...