Wymowny tytuł i błyskawica na okładce to sygnał, że tę książkę warto przeczytać, że trzeba. Nie jako lekturę do poduszki, ale jako lekturę ważną ze względu na poruszaną tematykę. Tematykę bardzo aktualną i dotyczącą większości mieszkańców RP. Nas, kobiet. Wprawdzie książka jest fikcją literacką, ale jest w niej tyle odwołań, odniesień do prawdziwych, nie tak dawnych wydarzeń rozgrywających się na ulicach wielu miast, do decyzji rządu, do ustaw, do działań policji, że miałam wrażenie, jakbym czytała reportaż, a na pewno prawdziwą historię czterech uczestniczek marszu kobiet.
Autorka odmierza czas na przed wypadkiem i po nim. Choć przeskakuje między bohaterkami, z których perspektywy poznajemy całą sytuację, to główny wątek nie umyka. Emocje cały czas buzują. Nie pozwalają odpuścić i każą czytać do końca. Zakończenie wprawiło mnie w zdumienie. Nie tego się spodziewałam.
„Prezydentka” zaskakuje, uświadamia, zachęca do zmian w nas samych. To nietuzinkowa książka, bardzo na czasie, która nie epatuje polityką. Ta jest gdzieś w tle, choć jej hasła wyraźnie brzmią w powieści. Głośniejszy wydźwięk ma niezadowolenie kobiet oraz nieregulaminowe działania i zachowania policji. Główne bohaterki, zwyczajne kobiety, przykuwają uwagę swoim postępowaniem. Zmieniają się na oczach czytelników. Walczą o wspólne dobro, prawdę, godność; o aborcję i edukację seksualną; o niewypowiadanie konwencji stambulskiej; o siebie, własne priorytety, potrzeby i marzenia. Są niesamowite...