"Preludium Fundacji", książka krótka, lecz zawierająca mnóstwo informacji i wydarzeń z życia głównych bohaterów. Autor pozornie powoli buduje akcję, wprowadzając tym samym obraz różnorakiej społeczności planety Trantor, choć póki co w niewielką jej część. Wręcz świetnie ją opisuje, ukazując skrajne różnice, ale też i niewielkie podobieństwa, co jeszcze bardziej utwierdza w tym, że gęsto zaludniony Trantor, mimo iż jest podzielony na 800 różnych sektorów, z przeróżnymi kulturami i tradycjami, to jednak jest to w istocie jeden wielki twór "świata-miasta".
Do zdecydowanej większości bohaterów można poczuć przywiązanie, w tym do głównej postaci - dr Seldona, który lubi pakować się w kłopoty, choć nie celowo. W wielu poczynaniach naiwny, aczkolwiek niesłychanie błyskotliwy, zaskakuje swoim rozumowaniem i rozwiązywaniem postawionych przed nim zagadek.
Jednakowoż w moim mniemaniu wszystkie laury pod koniec zbiera kto inny, ktoś kto zyskał na mojej sympatii, co mnie bardzo zaskoczyło. Również wprawił mnie w zdumienie tak świetnie przemyślany końcowy plot twist, po którym wciąż nie mogę się otrząsnąć, próbując w dalszym ciągu wszystko przeanalizować, nie mogąc doczekać się rozwijania akcji w dalszych tomach.